Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Ta
ustawa ma już swoją historię. Debatowaliśmy nad nią kilkukrotnie.
Przypomnę jej początki. To była petycja obywateli, nauczycieli
kształcenia praktycznego. Co tu jest bardzo istotne? My takich petycji
otrzymujemy sporo, ale zdecydowanie nie wszystkie zamieniają się w
inicjatywy ustawodawcze. Bardzo krytycznie podchodzimy do różnego
rodzaju postulatów, które często nie uwzględniają realiów finansowych,
społecznych czy po prostu są niesłuszne. W tym przypadku jednak komisja
uznała, że trzeba wyjść z taką inicjatywą, choć wielokrotnie odbywały
się w tej sprawie głosowania, które pokazywały duże zróżnicowanie
poglądów członków komisji.
Dlaczego
tak było? Problemem jest sprawa poruszona w pytaniu pana senatora
Mamątowa i w odpowiedzi na nie pana ministra. Jaka jest różnica między
pracą, którą wykonują nauczyciele kształcenia ustawicznego, a pracą
wykonywaną przez nauczycieli kształcenia praktycznego? Nie ma żadnej, po
prostu nie ma żadnej. Pan minister użył takiego ezopowego stwierdzenia,
że nie ma zasadniczej różnicy. Ja znam tę odpowiedź. Czasem sam używam
takiej formuły, gdy muszę, ale wiem, co ona znaczy. Po prostu nie ma
żadnej różnicy. W związku z tym mamy tu do czynienia z błędem, wtedy gdy
ta ustawa była uchwalana w Sejmie, z jakichś powodów pominięto tę
grupę.
Panie
Ministrze, nie jest grzechem popełnienie błędu, grzechem jest trwać w
błędzie, a rząd uparcie trwa w tym błędzie i przyczyna tego trwania jest
wyjaśniana. Mówi się mianowicie, że gdy dopuścimy tę grupę, to otworzy
się jakiś worek i pozgłaszają się różne inne grupy, z którymi nie damy
sobie rady. Dlaczego nie damy sobie rady? Trzeba mieć odwagę jednym
powiedzieć „tak”, a drugim powiedzieć „nie”.
Pan
senator Szewiński przedstawił tu argumentację, zresztą powołał się na
argumenty rządowe i powiedział, że w grupie nauczycieli, szeroko
rozumianej, są jeszcze inne grupy nauczycielskie, jak powiedział,
liczne. Panie Senatorze, zacznę od tego, że bardzo nieliczne. Od tego
trzeba zacząć. My to już bardzo starannie przebadaliśmy na posiedzeniu
komisji i wiemy, że one są nieliczne, ale nie to jest najważniejsze.
Najważniejsze jest to, że najbardziej liczną z tych grup są kolegia
nauczycielskie, które w swoim czasie zgłosiły taki projekt, i komisje
uznały, że nie będą mu nadawały biegu, ponieważ czym innym jest praca
nauczyciela, który uczy nauczycieli, a czym innym jest praca
nauczyciela, który uczy młodzież.
(Senator Tadeusz Kopeć: Dzieci.)
Dzieci,
młodzież. Chodzi o cały, że tak powiem, psychiczny bagaż tego zawodu.
Myśmy wtedy nie nadali temu biegu, to już odpadło. Pozostały jakieś tam
centra artystyczne itd. To nie ma nic wspólnego z tymi, którzy obecnie
są tym objęci.
Tak
że jedynym powodem, dla którego nadaliśmy tej sprawie bieg, było to, że
ci ludzie wykonują tę samą pracę, tylko organizacyjnie są gdzie indziej
ulokowani. Oczywiście można się tu podpierać takimi czy innymi wyrokami
Trybunału, które można zresztą… Ja studiowałem ten wyrok, on zawierał
pewne sformułowania dotyczące sytuacji, która się zmieniła. Ale to nie
jest najważniejsze. My w tej chwili nie mówimy… Można tu przywołać
argumenty konstytucyjne, ale my nie mówimy w tej chwili o argumentach
konstytucyjnych, tylko o tym, że po prostu popełniono błąd i ci ludzie
powinni być tam uwzględnieni.
Jakie
są koszty finansowe? To jest ważne. Otóż koszty finansowe są znikome.
One zostały obliczone i niezależnie od tego, czy nasze podejście będzie
optymistyczne czy pesymistyczne – oczywiście optymizm i pesymizm mają
różne znaki, w zależności od tego, kto patrzy – one się zamykają w kilku
milionach złotych. A więc to nie jest żaden poważny problem.
Ja
przytaczałem na posiedzeniu komisji pewną anegdotę, ale to nie jest,
niestety, żart, tylko fakt, który moim zdaniem pokazuje, jak nie powinno
się podchodzić do rozwiązywania pewnych problemów. Mianowicie na
początku naszej transformacji, czyli na początku lat dziewięćdziesiątych
rząd zgłosił, a pewien minister finansów uzasadniał – ja nie powiem
państwu, kiedy to było dokładnie ani który to był minister – projekt
mający na celu wyeliminowanie w ustawie podatkowej przepisu
umożliwiającego ulgi w podatkach. Minister argumentował w ten sposób, że
jak jest taki przepis, to się zgłasza strasznie dużo różnych podmiotów,
które chcą mieć ulgi, no i wtedy my mamy wielki kłopot, bo jak damy
jednym, a nie damy drugim, to są niezadowoleni itd. itp. A przecież
zdajemy sobie sprawę z tego, że są sytuacje, kiedy ulga ma sens, ale są
też takie sytuacje, kiedy ulga nie powinna być przyznawana. I niestety
zadaniem urzędników jest tworzyć kryteria, a następnie je oceniać i
podejmować decyzje. Tymczasem wspomniany wysoki urzędnik argumentował,
że jak wykreślimy ten przepis, to będzie święty spokój, po prostu nikt
się nie będzie zgłaszał, bo przecież nie ma takiego przepisu. No i w tej
chwili taki jest mniej więcej tok rozumowania. Słyszymy właśnie tego
rodzaju argumenty, jeśli chodzi o tę naprawdę nieliczną grupę
pracowników. Ja wiem, jaki jest wniosek, a biorąc pod uwagę dzisiejszą
frekwencję, nie sądzę, żebym wielu przekonał, a nawet jeżeli, to nie
wiem, czy to pomoże. Czuję się jednak w obowiązku wyrazić swój sprzeciw
wobec takiego sposobu argumentowania, zmierzającego do odrzucenia
powstałego w wyniku petycji projektu ustawy, który ewidentnie zmierza do
naprawienia popełnionego wcześniej błędu. Dziękuję.