piątek, 12 lutego 2016

10. posiedzenie Senatu - drugie wystąpienie w debacie nad ustawą o pomocy państwa w wychowaniu dzieci

Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Ja nie jestem członkiem Platformy Obywatelskiej, nie wysuwałem propozycji, żeby dwukrotnie podwyższyć wydatki. Powiem więcej: propozycja wydaje mi się dziwaczna, chociaż rozumiem intencje… Chodziło o to, żeby…
(Senator Jan Dobrzyński: Żeby przebić…)
Nie. Chodziło o to, żeby przypomnieć, że pierwotna propozycja to było 500 zł na każde dziecko. Ale uważam, że wysuwanie takich propozycji formalnie, w postaci poprawek, wniosków itd. grozi tym, że nie zostaną one właściwie zrozumiane – tak to powiem delikatnie. I oczywiście nie jestem za tym. Jestem za odpowiedzialnością. Rzecz, proszę państwa, nie polega na tym, że te pieniądze zostaną zmarnowane. Absolutnie nie podzielam poglądów tych, którzy mówią, że ludzie a to przepiją, a to to, a to tamto itd. No będą tacy ludzie, oczywiście, to jest zupełnie jasne – ale absolutnie nie można tak stawiać sprawy.
Rzecz jasna, pieniądze bardzo przydadzą się rodzinom z dziećmi, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Problem polega na tym, że takich propozycji, takich rozwiązań, które pomogą różnym grupom społecznym i które są słuszne, zasadne, jest cała masa. W związku z tym, jeśli się na coś decydujemy, to kwestia jest tylko taka, w jakiej skali możemy to zrobić dzisiaj. I twierdzę jeszcze raz…: Tu się nawzajem nie przekonamy. Państwo wierzycie… Występował tu pan senator Wiatr, który powiedział: ja wierzę, że my te pieniądze wygospodarujemy. Tak jest, państwo wierzycie, a ja się opieram na twardych danych, na liczbach i na tym, że rząd nie przedstawił sposobu finansowania w następnych latach, skąd weźmie pieniądze, i tyle. I w związku z tym uważam, aczkolwiek jest to ważna sprawa, może nawet priorytetowa, że powinna być ona rozłożona w czasie. Wtedy, kiedy wygospodarujemy te pieniądze, wtedy je wydajemy. W najbliższym roku – na pewno nie 17 miliardów.
Jakie jest finansowanie, to już powiedziałem: z deficytu i z dwóch dodatkowych podatków. No bardzo przepraszam, ale taki sukces to teoretycznie każdy rząd może osiągnąć. Ale jeśli jest odpowiedzialny, to nie będzie nigdy w to wchodził, nie będzie obiecywał ludziom, że to pozostanie bez jakichkolwiek konsekwencji. Bo skutek będzie taki, że w roku przyszłym, w roku następnym wystąpi brak środków… Nie brak w ogóle, tylko będą oczekiwania na to, że poprawi się opieka lekarska, będzie więcej pieniędzy na sprzęt, więcej pieniędzy dla pielęgniarek, na inwestycje w tej dziedzinie, w edukację, w przedszkola, żłobki itd. I nagle okaże się, że nie ma pieniędzy. I wydatki na inwestycje publiczne trzeba będzie ograniczać, bo alternatywą będzie zwiększanie deficytu albo nowe podatki. Dlatego uważam, że to było hasło wyborcze, tak je ułożono, miało ono przyciągnąć wyborców, i myślę, że do pewnego stopnia osiągnęło ten skutek. Dzisiaj rozbudziło nadzieje, więc trzeba je realizować. Ale, przepraszam bardzo, ja tego hasła wyborczego nie wznosiłem i nie uważam, żeby realizacja w takiej skali była możliwa.
O sprawie socjalnego oddziaływania też mówiłem. Jest w tym programie socjalne oddziaływanie, ale nierówne, z brakami. Przykro mi, ale jeśli się chce oddziaływać socjalnie… Pan senator minister Radziwiłł mówił tutaj o wielodzietnych rodzinach. Tak jest, tak jest, proszę bardzo, proszę ustanowić próg dochodowy dla rodzin jednodzietnych, dwudzietnych, pięciodzietnych. I wiadomo, że jeśli chodzi o rodziny cztero-, pięcio-, sześcio-, siedmio-, ośmiodzietne, to prawie każda rodzina będzie poniżej tego progu dochodowego i będzie z tego programu korzystać. Jeżeli się tego nie zrobi, no to nagle pieniądze dostaną ludzie, u których absolutnie nie spowodują one żadnej istotnej zmiany. Powtarzam: żadnej istotnej zmiany.
I wreszcie sprawa ostatnia, o której nie mówiłem. Chodzi o drugi cel programu, to znaczy o zwiększenie dzietności. Proszę państwa, ja oczywiście zdaję sobie sprawę. że w pewnych grupach, zwłaszcza w grupach o niskich dochodach, w grupach o bardzo niestabilnym zatrudnieniu dodatkowe 500 zł czy 1 tysiąc zł, jeśli jest trójka dzieci, ma istotne znaczenie, może nawet spowodować, że taka rodzina zdecyduje się na jeszcze jedno dziecko. No ale, proszę państwa, na zdrowy rozum… Jeżeli w rodzinie jest jedno dziecko i przeciętny dochód w tej rodzinie wynosi 2 tysiące zł na osobę, czyli 6 tysięcy zł w rodzinie, to te dodatkowe 500 zł naprawdę nie spowoduje, że z tego powodu zdecydują się oni na jeszcze jedno dziecko, absolutnie nie. Tutaj są zupełnie inne czynniki.
Tutaj mówiono o porównaniach międzynarodowych. Proszę bardzo. W przypadku krajów, w których dzietność jest wysoka – to są takie kraje jak m.in. Francja, Wielka Brytania, Szwecja, Holandia, Dania, Finlandia – proszę państwa, tego dodatku na dziecko liczonego w euro nie można porównywać z naszym, tylko trzeba patrzeć, jaki jest stosunek tego dodatku do przeciętnej płacy w tym kraju, czy to stanowi jakiś wielki bodziec, czy nie. 
Informuję, że w Wielkiej Brytanii to jest 3%, w Szwecji – 3%, w Holandii – 2%, w Danii – 3%, w Finlandii – 3%. Czyli to nie ten element powoduje, że jest tam wysoki wskaźnik dzietności, tylko przede wszystkim szeroko rozumiane usługi dla rodziny, a także dostępność mieszkań. A w tych sprawach niestety nie ma w tej chwili żadnych propozycji. Mówicie państwo, że będą, ale one będą wymagały miliardów złotych, a wydanie 17 miliardów w tym roku, 23 miliardów w następnych absolutnie zablokuje możliwości wydawania środków na inne wspomniane cele. I dlatego cel demograficzny dzięki tej ustawie nie zostanie osiągnięty.
I na już koniec, Panie Marszałku, jeszcze jedno. Tutaj mówi się, że 280 tysięcy dzieci… To jest liczba, powiedzmy sobie szczerze, wzięta z sufitu, ale dobrze, ja przyjmuję, że taka jest prognoza, że dzięki temu w ciągu 10 lat tyle dzieci dodatkowo się urodzi. To jest, proszę państwa, mniej więcej 8% liczby urodzeń w Polsce rocznie. Czyli nasz wskaźnik dzietności z 1,3 poprawi się do 1,4, z miejsca nr 210 awansujemy na miejsce nr 200. To w ogóle się kupy nie trzyma.
I coś zupełnie na koniec. Z tego wynika, że 800 tysięcy zł wyniesie jakby koszt uzyskania jednych narodzin, 800 tysięcy zł, a program in vitro – tutaj patrzę na pana ministra Radziwiłła, tym razem ministra – kosztował 130 milionów zł, urodziło się 3 tysiące dzieci, czyli mniej więcej 40 tysięcy kosztowały jedne narodziny. Ale pan minister powiedział, że na ten program – ja może nawet to rozumiem – w ramach funduszu pieniędzy nie ma, a na to są 23 miliardy. Tak? Proszę państwa, za 1 miliard zł mamy roczny…
Ostatnie słowo. Za 1 miliard zł finansowania in vitro mamy taki sam roczny przyrost jak ten, który wynika z 200 miliardów wydanych przez 10 lat. Dziękuję. 

10. posiedzenie Senatu - pierwsze wystąpienie w debacie nad ustawą o pomocy państwa w wychowaniu dzieci

Dziękuję bardzo.
Pani Marszałek! Wysoka Izbo!
Ja sobie zdaję sprawę – a to nie jest moje pierwsze wystąpienie w sprawach różnych ustaw, które w ostatnim czasie przemykają przez Senat – że jest to wystąpienie z gatunku wołania na puszczy. Za każdym razem, kiedy takie ustawy pojawiały się w Senacie, od razu padał wniosek o przyjęcie ich bez poprawek – przykra to arogancja, ale przyjmuję ją do wiadomości. W tej sprawie oczywiście wiadomo, że żadne poprawki nie zostaną przyjęte, no ale milczeć też nie można, bo milczenie oznaczałoby jakąś formę zgody na rozwiązania, które tutaj zostały przyjęte.
Otóż przede wszystkim wszystkie sformułowania, że ludzie czekają, że się niepokoją, że przychodzą do biur itd., itd… No proszę państwa, jeżeli rząd chce dać 500 zł na prawie każde dziecko – czy może na połowę dzieci, ściślej rzecz biorąc – to wiadomo, że ludzie na to czekają. I wszystko jedno, jaka będzie propozycja polegająca na daniu czegoś, oczywiście wszyscy będą czekać, w związku z tym takim argumentem się nie posługujmy. My jesteśmy w parlamencie po to, żeby każdą propozycję, która polega na tym, że coś dajemy, rozpatrzeć pod kątem tego, czy nas na to stać – to po pierwsze; po drugie, jakie cele chcemy osiągnąć; i czy forma, którą stosujemy, rzeczywiście pozwoli te cele osiągnąć.
Najpierw co do tego, czy generalnie sama myśl, żeby środki budżetowe skierować do rodzin z ukierunkowaniem na dzieci, jest zasadna. Generalnie tak. Ja miałem okazję 2 lata temu napisać spory artykuł, ukazał się w „Gazecie Wyborczej”, dotyczący polskiej polityki socjalnej. Zwracałem w nim uwagę na to, że polska polityka socjalna generalnie nie jest rozrzutna, wbrew różnym opowieściom, a w sprawach polityki rodzinnej jest wręcz skromna. Od tamtego czasu parę rzeczy uchwalono na plus, ale oczywiście w dalszym ciągu wspomniana polityka jest skromna, zatem jakiś ruch w omawianym kierunku jest na pewno celowy. Propozycja wydania 17 miliardów zł w tym roku i 22–23 miliardów zł – różnie się tutaj o tym mówi – w przyszłym roku, jest propozycją bardzo poważną. I pytania, które tutaj padały w odniesieniu do tego, jak ta propozycja będzie sfinansowana w przyszłym roku, są całkowicie zasadne, proszę państwa. Ja kieruję takie pytanie przede wszystkim do senatorów Prawa i Sprawiedliwości, dlatego że to państwo będziecie ponosili odpowiedzialność, jak sądzę, na pewno przez cztery lata, za stan finansów państwa i za to, na co nie będziemy mogli wydać pieniędzy w latach następnych. Bo moim zdaniem pytanie, czy omawiany program zostanie sfinansowany w przyszłym roku, jest pytaniem fałszywie postawionym. On zostanie sfinansowany, w roku przyszłym i jeszcze następnym, i w kolejnym, i w jeszcze kolejnych. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z powrotem zabrał te pieniądze. Pytanie tylko, jakim kosztem zostanie sfinansowany. Czyli na co nie wydamy pieniędzy, gdzie nie podwyższymy wydatków? Na tym polega problem.
Jeżeli chodzi o sfinansowanie programu w obecnym roku, to polega ono na tym, że wprowadza się dwa podatki, wiemy które: od kredytów i od handlu – tego od handlu jeszcze nie ma, ale zakładam, że będzie. Rząd stwierdza, że liczy, iż uzyska z nich 7,5 miliarda zł. A druga pozycja to jest zwiększenie deficytu budżetowego. My będziemy omawiali za tydzień budżet, tam jest 55 miliardów zł deficytu. My tu mieliśmy dyskusję, państwo pamiętają, na temat nowelizacji budżetu na rok poprzedni. Ja tu, na tej mównicy, stałem i pytałem, po co ta nowelizacja. I oczywiście za chwilę się państwo dowiedzą. Deficyt ustalono na 50 miliardów, już teraz pan minister Szałamacha mówi, że on będzie poniżej 47 miliardów, choć nie mówi, ile dokładnie wyniesie. Ja twierdzę, że będzie mniej więcej taki, jaki miał być. Czyli mamy wzrost deficytu o 9 miliardów. 9 miliardów deficytu i 7,5 miliarda z podatków daje 16,5 miliarda, więc mniej więcej mamy sfinansowany na ten rok projekt 500+.
Otóż, proszę państwa, w ten sposób nie da się działać w dłuższym okresie, nie da się stale nakładać nowych podatków, zwiększać deficytu itd. A w przyszłym roku będą potrzebne już 23 miliardy.
A co z nowelizacją prawa dotyczącego PIT, czyli kwotą wolną, która ma kosztować 20 miliardów? A co z obniżeniem wieku emerytalnego, który będzie sukcesywnie kosztował coraz więcej, co najmniej od kilku miliardów poczynając? A co z lekami dla emerytów powyżej siedemdziesiątego piątego roku życia, gdzie wprawdzie kwota jest mniejsza, bo rocznie to ma być 500 milionów, ale to też się liczy?
(Senator Jerzy Fedorowicz: Właśnie.)
Otóż, proszę państwa, niestety na to pytanie nie ma poważnej odpowiedzi. A właściwie jest jedna odpowiedź. Odpowiedź jest taka: uszczelniamy system podatkowy. W tym roku jeszcze nie, bo w tym roku nie ma żadnych skutków, to wynika z budżetu, ale w przyszłym roku będziemy już mieli pozytywne efekty.
Proszę państwa, wygląda na to, że ponieważ deficytu już nie będzie można zwiększać, wpływów z LTE nie będzie, pozostanie tylko podatek 7,5 miliarda z tych dwóch źródeł, będziemy potrzebowali jeszcze około 16 miliardów zł, aby uzyskać te ponad 23 miliardy. Proszę państwa, w ciągu jednego roku nie uszczelni się VAT tak, aby uzyskać 16 miliardów zł. To jest kompletnie niemożliwe. Ja nie wiem, czy w ogóle można uszczelnić tak, aby w jakiejś sensownej perspektywie uzyskać 16 miliardów, ale na pewno nie w ciągu roku.
Dlatego uważam, że ten program został… On miał charakter wyborczy, nikt tego dokładnie nie policzył. Zresztą nie wiem, jakie wtedy w sztabie wyborczym PiS były, że tak powiem, kalkulacje, kiedy go ogłaszano. Nie da się ukryć, proszę państwa, że pani premier mówiła o 500 zł na każde dziecko. Tego już nikt nie ukryje.
(Senator Jan Dobrzyński: Nie, Panie Marszałku…)
Tak mówiła…
(Senator Dorota Czudowska: Tak nie mówiła.)
(Senator Jan Dobrzyński: Nie.)
(Głos z sali: Kłamstwo.)
(Senator Dorota Czudowska: Nie mówiła. Trzeba było czytać.)
Ale, proszę państwa, przecież w tej sprawie są dowody, dowody wizualne, są nagrania…
(Głos z sali: To wina dziennikarzy.)
…które były prezentowane, więc nie spierajmy się. Tak mówiła pani premier. Tymczasem pani minister Rafalska powiada: ale w programie mamy napisane, że na każde drugie i kolejne dziecko. Ja bardzo przepraszam, ale 95% Polaków nie czyta żadnych programów, tylko słucha tego, co mówią liderzy. A lider mówił właśnie tak.
Po wyborach, kiedy przejęto władzę, szybko się zorientowano, że to jest nie do zrealizowania. W związku z tym odchodzimy od tego, robimy inny wariant. To wszystko spowodowało pewien bałagan.
Teraz: czy ten program ma charakter socjalny, czy ten program ma charakter demograficzny? Otóż od jednych słyszę, że on zadziała bardzo dobrze socjalnie, od innych, że chodzi tu głównie o demografię. Proszę państwa, jeżeli chodzi o kwestie socjalne, to ten program oczywiście ma elementy socjalne. Wprowadzenie kwot 800 zł i 1 tysiąca 200 zł to jest element socjalny. Ale nikt mi nie wytłumaczy, dlaczego samotna matka, mająca minimalną płacę i jedno dziecko, nie dostanie ani grosza. Tego się nie da wytłumaczyć.
Oczywiście „złotówka za złotówkę” byłaby tutaj rozwiązaniem. Co słyszymy? Słyszymy, że nie można tego wprowadzić, bo to by kosztowało – znam dane, które były podawane przez rząd – od 1,5 do 2 miliardów. Proszę państwa, aby uzyskać te 1,5–2 miliardy, wystarczyłoby obniżyć kwotę 500 zł do 460–470 zł. Wtedy mielibyśmy 1,5–2 miliardy zł i ten problem by zniknął, a to jest istotny problem.
A więc widać, że to wszystko było robione na chybcika, a te uwagi, które były zgłaszane, były, że tak powiem, oddalane, bo się spieszymy, bo jak najszybciej trzeba to złożyć, bo ludzie powinni się dowiedzieć, że Prawo i Sprawiedliwość realizuje swoje obietnice wyborcze. To jest poważny błąd.
Teraz sprawa wysoko zarabiających. Mówi się, że przy 5 tysiącach prawie nikt nie będzie wyłączony. Przy 3 tysiącach to już jest dwieście z czymś milionów. Ale, proszę państwa, przeciętny dochód na członka rodziny w Polsce wynosi 1 tysiąc 343 zł. W związku z tym próg mógłby być ustalany na poziomie 2 tysięcy zł na członka rodziny i też z zasadą „złotówka za złotówkę”, oczywiście przy przekroczeniu… I wówczas by się okazało, że to są większe pieniądze. Nie, nie takie, żeby starczyło na każde dziecko…Ale z całą pewnością element socjalny byłby tutaj do końca wygrany i nie byłoby tych dyskusji, dlaczego ludzie, którzy zarabiają masę pieniędzy, dostają jeszcze dodatkowe środki, a samotna matka czy samotny ojciec z dzieckiem zarabiający minimalną płacę nie dostają nic. I te wezwania, które niestety nasz marszałek również wygłaszał – ubolewam nad tym – czy pan premier Morawiecki, żeby bogaci nie brali… Ale przepraszam bardzo, a kto jest bogaty? Dlaczego człowiek sam musi określać, czy on jest bogaty, czy niebogaty? Albo się ustala próg, albo się mówi: wszyscy biorą. W związku z tym…element socjalny tutaj istnieje, ale niestety jest niekonsekwentny i część pieniędzy trafia po prostu nie tam, gdzie trzeba. O elemencie demograficznym powiem w drugiej części. Dziękuję.

sobota, 30 stycznia 2016

9. posiedzenie Senatu - wystąpienie w debacie nad zmianą ustawy Prawo o Prokuraturze

Dziękuję, Panie Marszałku.
Przez  wiele lat w Polsce istniała unia personalna ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. To nie jest nowość. Gdy ministrem sprawiedliwości był wybitny prawnik niebędący członkiem żadnej partii, zarzuty o polityczny charakter decyzji prokuratorskich były rzadkie. Gdy był nim czystej wody polityk, z różnych ugrupowań, każdej decyzji, której można było przypisać polityczny charakter, taki właśnie charakter przypisywano. Utworzenie niezależnej prokuratury wyciszyło te zarzuty. I to jest wielkie nasze osiągnięcie – apolityczna prokuratura. Nie poprawiono natomiast przepisów regulujących funkcjonowanie tego organu. I było to poważne zaniechanie ze strony poprzedniego rządu. Propozycje prokuratora Seremeta zmierzające do usprawnienia i większej skuteczności prokuratury były odrzucane przez poprzedni rząd, głównie zresztą przez Jarosława Gowina. Dziś PiS, zamiast wprowadzać niezbędne zmiany w tych przepisach, ale utrzymać niezależność prokuratury, likwiduje ją. 
Ale teraz powiem coś, co może niektórych zaskoczy. Gdybym miał gwarancje, że obie te funkcje zawsze pełnił będzie człowiek odpowiednio wykształcony, szanujący prawo, nieuprawiający populistycznej demagogii i gry pod publiczkę, potrafiący zostawić swoje polityczne sympatie w domu, to może ręki za tym projektem bym nie podniósł, ale gwałtownie bym przeciwko niemu nie protestował. Ale przecież, Panowie Senatorowie, tę ogromną władzę, jeszcze większą niż w 2005 r., oddajecie w ręce pana Zbigniewa Ziobry, który nie spełnia żadnego z tych kryteriów. Spróbuję to uzasadnić.
Po pierwsze, dlaczego w proponowanej ustawie znalazł się zapis zezwalający prokuratorowi generalnemu ujawniać materiały ze śledztwa także osobom nieupoważnionym? W latach 2005–2007 takiej zgody prawo nie dawało, a mimo to okazało się, że ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie przekazywał takie informacje swojemu politycznemu szefowi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Dziś w omawianej ustawie próbuje się to usankcjonować i już zupełnie bezkarnie tę praktykę kontynuować. 
Po drugie, w znanej sprawie doktora Garlickiego Zbigniew Ziobro wypowiedział publicznie słynne i skandaliczne słowa: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. Wypowiedział je 2 dni po zatrzymaniu, przed skierowaniem sprawy do sądu – notabene sprawa się jeszcze toczy. Czyli minister sprawiedliwości po prostu publicznie naruszył podstawową zasadę prawa, czyli domniemanie niewinności. Stwierdził to później sąd polski, stwierdził to także trybunał w Strasburgu, zasądzając przy okazji na rzecz poszkodowanego 8 tysięcy euro
Po trzecie, minister Ziobro wprowadził, a w każdym razie aprobował zatrzymywanie osób podejrzanych o szóstej rano, wyprowadzanie ich w kajdankach w obecności kamer telewizyjnych, co oznaczało publiczne ich napiętnowanie, choć ich wina nie została jeszcze udowodniona. Była to populistyczna gra pod publiczkę, która w przypadku Barbary Blidy zakończyła się tragicznie.
Po czwarte, minister Ziobro był jednym z autorów prowokacji wymierzonej w Andrzeja Leppera. Prowokacja ta poważnie naruszała prawo, za co szef CBA, pan Mariusz Kamiński, został skazany na karę więzienia.
Po piąte, niejako w ramach dalszego ciągu nękania Leppera,  na konferencji prasowej pan minister Ziobro wyciągnął z kieszeni dyktafon, nazywany „gwoździem”, sugerując publicznie, że znajduje się na nim kompromitująca Leppera rozmowa, jaką z nim przeprowadził. Jeśli rzeczywiście dokonał tego nagrania, to było to postępowanie całkowicie nielegalne. Jeśli nie, a tylko blefował, to zaprezentował się jako człowiek całkowicie niepoważny, który nigdy nie powinien sprawować tak kluczowego stanowiska.
Po szóste, w sierpniu 2007 r. minister Ziobro poinformował na – a jakże! – konferencji prasowej o rozbiciu tak zwanego układu warszawskiego w Radzie Warszawy, układu korupcyjnego. Wczoraj, po 8,5 roku, sąd prawomocnie uniewinnił wszystkich oskarżonych. Ale w międzyczasie życie wielu tych osób zostało po prostu zniszczone. Oskarżenie oparto głównie na zeznaniach Bogdana T., uzależnionego od narkotyków i alkoholu, oraz Iwony Z., która, aby uniknąć aresztu w innej sprawie, obciążyła wskazane osoby. Uniewinnieni wystąpią o odszkodowania, a zapłaci Skarb Państwa. Tak działali wtedy prokuratorzy pod „światłym” kierownictwem pana ministra i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Po siódme, wreszcie kilka dni temu zapadł pewien bardzo ważny wyrok, ale zanim powiem, o co chodzi, kilka słów wprowadzenia. Niejako odpryskiem afery gruntowej była próba oskarżenia ówczesnego prezesa PZU, pana Jaromira Netzla, o jakieś niezgodne z prawem działania. Te zarzuty nie potwierdziły się, ale pan Netzel przed sejmową komisją śledczą stwierdził, że minister Ziobro w rozmowach telefonicznych sugerował, że jeśli będzie odpowiednio zeznawał, to zachowa fotel prezesa PZU. Ponieważ rozmowy te były nagrywane przez… nie wiem, czy CBA, czy ABW, rekomendował on komisji, aby się z nimi zapoznała. Niestety, nagle okazało się, że wszystkie inne nagrania są, a te gdzieś się zapodziały. Pan Netzel zasugerował wówczas, że to pan minister Ziobro zadbał, aby nie można było ich odnaleźć. Zbigniew Ziobro, już nie jako minister, zaskarżył pana Netzla o zniesławienie. Nagrania cudownie się odnalazły, niestety są tajne. Ale nie dla sądu. Otóż sąd pierwszej instancji uniewinnił pana Netzla, a niedawno sąd apelacyjny potwierdził ten wyrok. Najważniejsze są jednak fragmenty uzasadnienia wyroku. Wynika z nich, że Zbigniew Ziobro rzeczywiście nielegalnie nagrał rozmowę z Andrzejem Lepperem. Mało tego, sąd na podstawie zeznań bliskiego współpracownika ministra Ziobry stwierdził, cytuję, że „Zbigniew Ziobro nie stronił od urządzeń rejestrujących dźwięk, również w sposób ukryty.” Sąd stwierdził też, że rozmowy, jakie prokurator generalny Zbigniew Ziobro prowadził z panem Netzlem, świadkiem w sprawie, w ogóle nie powinny mieć miejsca i budzą poważne zastrzeżenia. Można jeszcze cytować to uzasadnienie, ale wystarczy.
Panie i Panowie Senatorowie, decyzja w sprawie tej ustawy nie jest podejmowana w próżni personalnej. Wiadomo, kto ją forsuje i kto będzie jej wykonawcą. Ta ustawa daje ministrowi sprawiedliwości wręcz nieograniczone możliwości wpływania na każde śledztwo. Jakże można poważnie potraktować zapewnienia, że prokuratorzy będą niezależni? Przecież prokurator generalny może wydać im każde polecenie – jak prowadzić i jak zakończyć postępowanie – albo organizować konferencje prasowe na temat danego dochodzenia i ujawniać, co tylko zechce, nawet bez zgody prokuratora prowadzącego sprawę. A jak ten prokurator będzie niepokorny, zawsze może się nim zająć wydział spraw wewnętrznych, wystarczy jeden donos.
Zbigniew Ziobro lubi prezentować się jako szeryf, ale taki szeryf, który ścigając przestępcę ukrywającego się w tłumie, zbyt łatwo wyciąga kolta. Raz trafi złoczyńcę, a innym razem – niewinnego przechodnia. Za wytłumaczenie ma znane powiedzonko: gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Tyle że te wióry to ludzie, a na to nie ma zgody.
Jeszcze pan prezydent nie złożył podpisu pod tą ustawą, a już zobaczyliśmy, co nas czeka. Pan Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości, na podstawie donosu publicznie oskarżył posła PO o to, że wynajmuje mieszkanie na agencję towarzyską. Notabene jest to nieprawda, ale nie o to chodzi.
Tak na marginesie muszę państwu powiedzieć, że nie mogę wyjść z zadziwienia, że człowiek o takich kwalifikacjach i takim sposobie bycia, jak pan Patryk Jaki, w „dumnym 38-milionowym kraju” (jak powiedziała pani premier) zostaje wiceministrem sprawiedliwości. (Oklaski)
 (Senator Piotr Zientarski: Już przeprosił.) 
(Senator Bogdan Klich: Tyle że w nocy.)
Bardzo dobrze, że przeprosił.  Tylko, proszę państwa, to pokazuje, w jaki sposób chce się sprawować tę funkcję. W związku z tym można byłoby oczekiwać, że pani premier zareaguje zdecydowanie. Pani premier zareagowała: powiedziała, że pan Patryk Jaki jest świetnym wiceministrem i nie ma o czym mówić.
To nas właśnie czeka.
Na koniec, proszę państwa: głosując za tą ustawą, i to jeszcze bez poprawek, Panie i Panowie Senatorowie z Prawa i Sprawiedliwości, drugi raz wypuszczacie dżina z butelki. Raz można się pomylić, ale nie wyciągać wniosków i mylić się drugi raz to….. sami sobie państwo dopowiedzcie. Dziękuję. 

czwartek, 28 stycznia 2016

9. posiedzenie Senatu - Drugie wystąpienie w debacie nad zmianą ustawy o Policji

Senator Marek Borowski:
Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Sprawa, którą dzisiaj omawiamy, jest niewątpliwie niezwykle delikatna, wrażliwa, ważna, a jednocześnie obciążona także pewnymi zaniechaniami z przeszłości. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Trybunał Konstytucyjny wypowiedział się dostatecznie wcześnie, aby poprzedni rząd podjął odpowiednie działania i przygotował ustawę, która by realizowała te zalecenia i postanowienia Trybunału. Tak się niestety nie stało. Te działania podjął Senat – i chwała mu za to. Ja zawsze i wszędzie mogę z podniesionym czołem mówić o roli Senatu, bo nawet ten przypadek, choć nie zakończył się pozytywnie, pokazuje, że Senat ma swoją specyfikę, ma ważną rolę do odegrania w bardzo istotnej materii, jaką jest realizacja wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Niestety nie udało się tej ustawy uchwalić i rzeczywiście nowy rząd, niezależnie od wad tej ustawy, stanął wobec dosyć trudnego zadania, aby w stosunkowo krótkim czasie tę ustawę przygotować. Ja biorę pod uwagę te okoliczności.
Biorę pod uwagę także to, że przepisy, które istniały do tej pory, jak również przepisy, które zostały zawarte w ubiegłorocznym  projekcie senackim, nie były doskonałe. Dotychczasowe przepisy zostały w części zakwestionowane przez Trybunał, więc doskonałe nie były. A ustawa, którą my przygotowaliśmy w Senacie, też nie wypełniała do końca tych postanowień Trybunału. No, inna sprawa, że liczyliśmy na to, że może w Sejmie jeszcze się nad tym popracuje, ale wiadomo było, że na to było już za późno. I kiedy dzisiaj pan minister Wąsik argumentując, stwierdza, że przepisy, które są w omawianej dzisiaj ustawie, są analogiczne do przepisów w ustawie, którą przygotował Senat, to muszę powiedzieć, że jest to sensowna linia argumentacyjna. Co nie znaczy, że kiedy drugi raz debatujemy na ten temat, jeszcze raz, i to, że tak powiem, w innej atmosferze, to jest to powód, żeby rezygnować z krytyki tych rozwiązań i z prób wprowadzania pewnych poprawek. Zgoda, 7 lutego ta ustawa powinna wejść w życie. Ale jeżeli to jest tak pilna i jednocześnie tak ważna ustawa,  z jednej strony dla bezpieczeństwa państwa, a z drugiej strony dla wolności i ochrony prywatności obywateli… Co jest nie mniej ważne, żeby sprawa była jasna. To nie jest tak, że bezpieczeństwo jest ważniejsze od wolności obywateli. Poza tym Polska nie jest państwem frontowym, trzeba o tym pamiętać. W Polsce nie występują dzisiaj te zagrożenia, które występują w wielu krajach europejskich czy w Stanach Zjednoczonych, dlatego relacje między staraniami o zapewnienie bezpieczeństwa i staraniami o zapewnienie wolności i prywatności obywatelskich muszą być trochę inne niż w krajach, w których to zagrożenie bezpieczeństwa jest większe. Dlatego też uważam, że pewne poprawki powinny być przyjęte – kieruję to do kolegów z PiS – i Sejm jest w stanie jeszcze się zebrać w przyszłym tygodniu i jest w stanie te poprawki jeszcze rozpatrzeć, bo to jest zbyt poważna ustawa.
Zostało złożonych wiele poprawek, ja złożyłem swoją i w dużym stopniu zgadzam się z tymi, które zostały złożone. Jednak – nie ma ministra Wąsika, który głosuje w Sejmie, więc będę z nim polemizował pod jego nieobecność – ta ustawa miała wykonać wyrok Trybunału. Otóż tak nie jest. 
Po pierwsze, Trybunał powiedział, że dokumenty i materiały, które okazały się nieprzydatne dla postępowania, powinny być niszczone. Niby jest ta generalna zasada, ale w przypadku ABW, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego jest powiedziane, że nie muszą być niszczone, o ile są one istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa lub obronności państwa. To są pojęcia gumowe. Ja powiem tak: rozumiem, że rzeczywiście w niektórych przypadkach materiały takie powinny być przetrzymywane, mimo że sprawy zostały zakończone. Ale to w takim razie trzeba było wstawić np. kontrolę sądową, co by znaczyło, że w takim przypadku służba udaje się do sądu i powiada: „Z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa musimy je zatrzymać”, a sąd mówi: „Dobrze, zgoda”. Gdy tego nie ma, to znaczy, że tak naprawdę wszystkie dokumenty mogą być z takiego czy innego powodu ocenione jako istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Tak więc w tym zakresie nie wykonano tego wyroku i nie widzę specjalnie powodów, dla których tak postąpiono.
Po drugie, do spraw niezakończonych ustawa każe stosować  przepisy dotychczasowe, czyli złe, niedobre. No przepraszam bardzo, dlaczego? Mamy nową ustawę, nowa ustawa mówi o tym, co trzeba robić z materiałami, jak trzeba pytać, kogo trzeba pytać itd., a my stare sprawy prowadzimy po staremu. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego taki przepis tutaj się znalazł.
Po trzecie, można wprawdzie przedłużać kontrolę tylko do 12 miesięcy, ale w ABW i SKW można przedłużać w nieskończoność, na kolejnych 12 miesięcy, kolejnych 12 miesięcy i kolejnych 12 miesięcy. Bardzo przepraszam, ale Trybunał w tej sprawie wypowiedział się dosyć jasno. Pan minister Wąsik powiedział tutaj: a, bo chodzi o to, że te agencje często prowadzą sprawy związane z cudzoziemcami, którzy mają podwójne obywatelstwo itd. Owszem, ale Trybunał wykazał zrozumienie dla tej sprawy, opisał to i powiedział, że ustawa powinna to regulować. No więc trzeba użyć odpowiednich sformułowań w tej ustawie, żeby to było możliwe. A bez tego to do każdego obywatela może to być stosowane. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego to jest agencja o bardzo szerokich kompetencjach, to nie jest agencja, która zajmuje się tylko cudzoziemcami. A więc tutaj znowu tego wyroku nie wykonano.
Po czwarte, brak subsydiarności w przypadku pozyskiwania billingów i  danych internetowych. O tym już tutaj wszyscy mówili. Proszę państwa, oczywiście można powiedzieć, że to jest formalność. Pozyskiwanie billingów to jest sprawa rzeczywiście bardzo częsta, często szybko to trzeba robić, no ale chwilka refleksji… Zapisanie, że nie dało się i nie da się innymi metodami danej informacji uzyskać będzie oznaczało, że w razie gdyby sprawa była źle prowadzona, będzie można i ten aspekt rozpatrzeć. I wtedy sąd będzie mógł np. stwierdzić: funkcjonariusz mógł to uzyskać innymi metodami, a tego nie zrobił, napisał nieprawdę. Jeżeli jednak nie ma zapisanego tego warunku subsydiarności, to sąd oczywiście nie może wtedy  powiedzieć: trzeba to było uzyskać innymi metodami. Nie ma tego zapisanego, ustawa do tego nie zobowiązuje. I  to nie jest w porządku.
I wreszcie ostatni punkt – ten wspominany już brak obowiązku informowania osoby inwigilowanej. W tej sprawie rzeczywiście Trybunał nie zawarł wskazania w sentencji, w uzasadnieniu zwrócił uwagę, że to trzeba by zrobić, że on to zaleca… No ale tutaj tego nie zrobiono, a pan minister Wąsik powiedział, że rząd po prostu nie zgadzał się z tym – mówię „rząd”, bo przecież to rząd przygotował tę ustawę, a nie posłowie. I nawet w jej uzasadnieniu jest argumentacja, że takie szerokie informowanie inwigilowanego może spowodować, że pewne techniki operacyjne zostaną ujawnione, a to byłoby ze szkodą dla pracy służb. Ale nikt nie każe ujawniać technik, chodzi tylko o to, żeby poinformować pana Kowalskiego, że był inwigilowany – i koniec, kropka. A po co? Ano po to, żeby mógł on – i to powinno być tutaj uregulowane - zgłosić się do sądu i poprosić o to, aby sąd przyjrzał się jego sprawie, temu, czy była prawidłowo prowadzona i czy wszystkie dokumenty, które były gromadzone, zostały zniszczone. Czyli upewniłby się on po prostu, że sprawa została zakończona. A jak on nic o takim fakcie nie wie, to oczywiście potem dziać się mogą różne rzeczy. I być może kiedyś później jakiś funkcjonariusz zostanie za to ukarany, być może coś kiedyś wyjdzie na wierzch, ale i tak człowiek poniesie krzywdę.
I muszę powiedzieć, że te wszystkie przypadki, które tu omówiłem, były do załatwienia, odpowiednie zapisy mogły się w tej ustawie znaleźć, ale niestety się nie znalazły. Domyślam się co prawda, jakie państwo macie dyrektywy w tej sprawie, ale powiem tak: senatorowie są poważną, istotną grupą w każdej partii politycznej i proponuję, żeby jednak postawili tę sprawę. Oczywiście nie wszystkie poprawki muszą być przyjęte, ale przynajmniej te zasadnicze, podstawowe, które niczym  nie grożą, należy przyjąć i uciąć po prostu pewne  obawy, które rzeczywiście są dosyć poważne. Dziękuję. (Oklaski)