Dziękuję, Panie Marszałku!
Wysoki Senacie!
To
już druga ustawa, która dotyczy deregulacji, dereglamentacji zawodów.
Trudno spierać się z tezą o celowości tego typu działań, bo ona jest
zupełnie oczywista. Różnego rodzaju bariery biurokratyczne – a one przez
lata narosły – wymagają okresowego przeglądu i eliminowania tych, które
niczemu nie służą. A więc to, co będę mówił dalej, nie będzie polemiką z
samą koncepcją ustawy i samym pomysłem, tylko raczej będzie dotyczyć
pewnej obudowy politycznej, która narosła, która była wytwarzana wokół
tych projektów.
Zadałem
tutaj panu ministrowi dwa pytania i właściwie na żadne nie uzyskałem
odpowiedzi, co świadczy o ostrożności pana ministra i jego talentach
dyplomatycznych. No, ale fakty są takie, jakie są. Powtórzę: pan
minister Gowin uczynił z tego projektu swój sztandar. Tak naprawdę nie
bardzo widzieliśmy jego troskę o kwestie związane z aparatem
sprawiedliwości – a może tam jakoś to wolniej szło – za to nagle okazało
się, że kluczowym tematem jest deregulacja zawodów. I tutaj można
uzyskać poklask – oczywiście wtedy, kiedy się coś obieca. A co się
obiecało? Obiecało się sto pięćdziesiąt tysięcy miejsc pracy. Zabieram
głos po to, żeby ten balon nakłuć, bo to jest zupełny absurd. Kiedy te
miejsca pracy powstają – gdy się dokonuje deregulacji czy
dereglamentacji? Kiedy one powstają? Ano wtedy, kiedy ewidentnie brakuje
pracowników, to znaczy kiedy jest popyt na pracowników w danej
dziedzinie, ale nie można ich zatrudnić, bo ich nie ma, ponieważ są
bariery. I te bariery powodują, że pracodawcy chcą ludzi zatrudniać, ale
niestety nie mogą. A kiedy się czyta te wszystkie propozycje, to
dochodzi się do wniosku, że to naprawdę nie o to chodzi.
Dam
przykład z zupełnie innej dziedziny. W swoim czasie – nie wiem, jak
jest teraz, chyba już tak nie jest, ale mnie to dotyczyło – kiedy
zdawało się egzamin na prawo jazdy, to trzeba było jeszcze dokładnie
znać budowę silnika i dokładnie opisać, gdzie jest która świeca itd., a
nawet umieć to wymontować, zamontować. To oczywiście był absurd, ale
wymagano czegoś takiego. Otóż chcę zadać pytanie: czy fakt, że coś
takiego występowało, powodował, że kierowców było mniej? Nie. Bo wszyscy
jakoś tam się tego uczyli. Klęli, sarkali – prawda? – ale jakoś przez
to przechodzili. Tak więc zniesienie związanego z tym wymogu nie
spowodowało nagle zwiększenia liczby kierowców w Polsce. To zniesienie
po prostu zmniejszyło uciążliwość – co też jest wartością i warto się o
to starać – ale absolutnie nie stworzyło miejsc pracy. Choć teraz
gdzieniegdzie miejsca pracy rzeczywiście powstaną, ja tego nie neguję. W
poprzedniej ustawie zde… zdereglamentowaliśmy – przepraszam, to trudne
słowo – na przykład zawód przewodnika turystycznego i powiedzieliśmy, że
każdy może być przewodnikiem turystycznym, byle umiał czytać i pisać, a
więc prawdopodobnie znajdzie się jakaś liczba ludzi, którzy, nie mając
nic do roboty, zajmą się przewodnictwem turystycznym. I w ten sposób
wzrośnie liczba przewodników; choć to, jaka będzie jakość usług tych
przewodników, to jest zupełnie inny temat i tę kwestię zostawiam. Ale
takich przypadków przy okazji dwóch omawianych ustaw jest bardzo
niewiele. Nie bardzo wyobrażam sobie na przykład, że ktokolwiek zatrudni
księgowego, jeżeli ten księgowy nie będzie miał odpowiednich kursów.
Taki pracodawca byłby lekko szalony. Tak więc zdereglamentowanie tego
akurat zawodu wcale nie spowoduje, że zwiększy się liczba miejsc pracy.
Zresztą dzisiaj nie ma problemu z zatrudnieniem czy ze znalezieniem
księgowego.
Podobnie
było na przykład wtedy, gdy próbowano zdereglamentować zawód
taksówkarza. Oto każdy może być taksówkarzem, już nic nie musi umieć,
byle miał prawo jazdy. Tyle że, przepraszam bardzo, pytanie jest takie,
czy dzisiaj brakuje taksówkarzy. Jest jakiś problem z zamówieniem
taksówki? Żadnego. Tak że miejsca pracy rzeczywiście tworzą się wtedy,
kiedy jest popyt, który jest hamowany przez biurokratyczne bariery.
W
omawianej dzisiaj ustawie jest wymieniona cała masa zawodów
technicznych: inżynierowie, budowlańcy itd., itd. Czy one podlegają
uwolnieniu? Nie, oczywiście nie, skreśla się tylko niektóre obowiązki.
Powiem o tym trochę humorystycznie: jeżeli inżynier budowy mostów do tej
pory miał zdawać egzamin z gięcia stali, odporności prętów na ściskanie
oraz na spęczanie, to teraz się go zwalnia z egzaminu dotyczącego
spęczania prętów – i w związku z tym będzie mu łatwiej. Ale czy z tego
powodu przybędzie miejsc pracy? Nie.
Pierwsza
sprawa, o której w takim razie chciałbym powiedzieć: naprawdę już nie
podnośmy tego tematu miejsc pracy, bo ani się tego nie da obliczyć, ani
nie będzie, jak tu widzimy, aż tak dużo tych miejsc pracy.
Druga
sprawa dotyczy właśnie dereglamentacji, czyli kompletnego uwolnienia
zawodu. Ja nie jestem zwolennikiem szerokiego uwalniania wspomnianych
zawodów, bo uważam – to już dodam tak na marginesie – że w wielu
przypadkach my, uchwalając takie ustawy, po prostu premiujemy nieuctwo.
Jak mówiłem przy okazji poprzedniej ustawy, taki przewodnik turystyczny,
który do tej pory musiał zdawać jeden egzamin u marszałka województwa –
a zdecydowana większość przecież zdawała, nie było z tym problemu, nikt
tam nic specjalnie nie blokował – musiał w tym celu przeczytać parę
książek, a teraz się okazuje, że już nie musi. To jest premiowanie
nieuctwa, Panie Ministrze, i takie zdanie będę podtrzymywał. Choć
gdzieniegdzie jakaś dereglamentacja może i jest potrzebna.
Ja
pana ministra zapytałem, ileż to zawodów zostało zdereglamentowanych, a
pan minister odpowiedział, że tego nie da się określić. Jak to się nie
da? Jest trzysta zawodów, które są w Polsce regulowane – tak? I te
słupki, które umieściliście w uzasadnieniu na pięciuset sześćdziesięciu
pięciu stronach pokazują, że Polska jest w górnej strefie stanów
średnich, jeżeli chodzi o reglamentację zawodów. To oznacza, że trzysta
zawodów jest jakoś tam reglamentowanych. I moje pytanie jest takie: o
ile, po tym wszystkim, taki słupek się obniży? Otóż będzie się obniżał
tylko wtedy, gdy kompletnie uwolnimy dany zawód, bo jeżeli jakaś
regulacja zostaje, to taki zawód po prostu nadal jest we wspomnianej
grupie. I nikt nie mierzy, czy to jest regulacja daleko idąca, czy mała –
ona po prostu jest. Otóż ja naliczyłem do tej pory kilka przypadków
zupełnego uwolnienia zawodu – tu pomijam już kwestię tego, czy ono jest
zasadne. A więc jest już kilka takich przypadków. Ale jak po tym
wszystkim organy europejskie znowu przedstawią taki słupek – bo to one
sporządzają takie wyliczenia – to my znowu będziemy na bardzo wysokiej
pozycji. Tak więc to powoływanie się, że tak powiem, na statystyki
europejskie w przyszłości chyba nie bardzo wyjdzie nam na zdrowie.
Kończąc,
powiedziałbym tak: te drobne zmiany, które w wielu przypadkach trudno
kwestionować… Ale w niektórych przypadkach zmiany są za daleko idące.
Przypomnę tu sprawę trenerów sportowych – dopiero po wielkiej walce w
odniesieniu do trenera sportowego trenującego dzieci wprowadzono z
powrotem jakieś obliga, choćby w zakresie wymogów bezpieczeństwa itd.
Tak że trzeba tu być niezwykle ostrożnym.
Jak
powiedziałem, razem z tymi poprawkami, które zostały zgłoszone… Jest to
rzecz, która idzie, że tak powiem, w dobrym kierunku, ale nakład pracy,
który został włożony… Podkreślam jeszcze raz, że ustawa liczy pięćset
sześćdziesiąt stron, rozporządzenie, które jej towarzyszy – dwieście
sześćdziesiąt stron, a to jest jak góra, która rodzi mysz. Dziękuję
bardzo.