czwartek, 21 lutego 2013

27. posiedzenie Senatu - Sprawozdanie połączonych Komisji Spraw Unii Europejskiej, Komisji Spraw Zagranicznych oraz Komisji Budżetu i Finansów Publicznych z prac nad ustawą o ratyfikacji Traktatu o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w Unii Gospodarczej i Walutowej

Dziękuję bardzo, Panie Marszałku!
Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
Unia Europejska, a wcześniej Europejska Wspólnota Gospodarcza, ma za sobą już ponad pół wieku rozwoju przerywanego różnymi kryzysami. Oczywiście nie jest tak, że był to niczym niezakłócony ciąg sukcesów – co pewien czas zdarzały się spory, wręcz kłótnie, kryzysy przychodzące z zewnątrz, a czasami wewnętrzne, które stawiały pod znakiem zapytania, przynajmniej w oczach niektórych, celowość takiej instytucji, a także jej zdolność przetrwania. Wysłuchałem wystąpienia pana posła Pęka – akurat teraz nie ma go chwilowo na sali– który scharakteryzował obecny stan i powiedział, że jest to głęboki kryzys gospodarczy, ideologiczny i chyba społeczny, już nie pamiętam… Ja przypominam sobie czasy dawniejsze, bo jestem, powiedziałbym, członkiem uniwersytetu trzeciego wieku, czasy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Tak się składa, że na mojej uczelni, dzisiejszej SGH, a dawnej SGPiS, pisałem pracę magisterską pod tytułem „Wspólna polityka rolna Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej ze szczególnym uwzględnieniem rynku mięsa wieprzowego”. To informacja dla kolegów, którzy zajmują się rolnictwem. Jest to jakaś rekomendacja…W Polsce nie było, ale tam było. To był temat trochę abstrakcyjny, zgadzam się.Ale udało się coś napisać. Wtedy to co pewien czas na łamach znanej wówczas gazety, a mianowicie „Trybuny Ludu”, na jej pierwszej stronie takimi dużym literami pisano: głęboki kryzys w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej. Dalej były komentarze, które mówiły o tym, że tego w ogóle nie da się utrzymać, że są ogromne różnice między tymi państwami, że to wszystko jest sztuczne i że musi rozpaść w przeciwieństwie do RWPG, która opiera się na zdrowych zasadach i przyjaźni między narodami. Kiedy wysłuchałem pana posła Pęka, to mi się to po prostu przypomniało.
Proszę państwa, informacja o śmierci Unii Europejskiej jest naprawdę mocno przesadzona. Kryzys rzeczywiście jest poważny, nikt tego nie ukrywa – wszyscy przywódcy, politycy itd. ten temat podnoszą. Tylko nieliczni powiadają: nie zajmujmy się tym, dajmy temu spokój, bo to wszystko na nic się nie zda, niech to powoli dogorywa. Zdecydowana większość pracuje nad tym, jak z tego kryzysu wyjść, jakie nowe rozwiązania wewnętrzne wprowadzić, rozwiązania, które będą nas chroniły przed kryzysami w przyszłości. Skąd one się biorą? Pomijam w tej chwili fakt, że kryzys zaczął się w Stanach Zjednoczonych i przyszedł do Europy. On przyszedł do Europy; miał taki zasięg dlatego, że w Europie nie było pewnych mechanizmów zabezpieczających. Dlaczego pojawiają się te kryzysy wewnętrzne? Ano dlatego, że Unia Europejska, a wcześniej Europejska Wspólnota Gospodarcza stopniowo realizowała plan – może nie do końca uświadomiony, on się pojawiał niejako w trakcie – który miał na celu likwidację źródeł konfliktów między narodami, między państwami w Europie. Nie mówię w tej chwili o takich konfliktach politycznych, jakie miały ostatnio miejsce na przykład na Bałkanach, ale o takich konfliktach, które miały miejsce w Europie przez setki lat. Bardzo często były to konflikty o podłożu ekonomicznym. Głównym celem każdego państwa, zwłaszcza w momencie, w którym powstała gospodarka ściśle rynkowa – i tak jest do dzisiaj – jest walka o możliwie pełne zatrudnienie, walka z bezrobociem we własnym kraju. I to jest największe zagrożenie dla każdego rządu, dla gospodarki rynkowej. Można to realizować poprzez różnego rodzaju rozwiązania wewnętrzne. Można to było także realizować, co było znacznie łatwiejsze, przez eksport bezrobocia. Eksport bezrobocia realizowano na różne sposoby, na przykład poprzez cła importowe, która, jak wiadomo, utrudniały dostęp do towarów zagranicznych. Wydawało się takiemu krajowi, że w związku z tym przynajmniej jego towary będą sprzedawane. Oczywiście to wywoływało retorsje z drugiej strony, cła importowe z drugiej strony, obniżało wymianę handlową, obniżało tempo wzrostu i zwiększało bezrobocie w obu krajach. Taki był efekt tego rodzaju działań. Unia Europejska, a jeszcze wcześniej EWG, zaczęła znosić cła importowe. Oczywiście to powodowało pewne wstrząsy – to jest jasne. Z tymi wstrząsami kraje musiały sobie dać radę, czasami to powodowało małe kryzysy. Druga rzecz to były kwoty importowe. Już nie było ceł, ale były kwoty importowe na dane towary, w związku z czym tego wolno było sprowadzić tylko tyle, a tego tyle itd. I skutek był taki sam.
Następna sprawa to pomoc publiczna. To było rzeczą normalną w każdym kraju. A mianowicie jeśli jakiś sektor miał problemy, stawał się deficytowy, to po prostu rząd go dofinansowywał, i tyle, po to, żeby ten sektor żył i oczywiście eksportował – to była ukryta forma dotacji do eksportu. Oczywiście robili to także inni. Kto na tym wygrywał? Silne kraje na tym wygrywały, te, które miały dużo pieniędzy, miały silną gospodarkę. A te, które były słabe, przegrywały. Również tę kwestię Unia Europejska zaczęła regulować. Pomoc publiczna, jak wiadomo, jest w Unii Europejskiej regulowana przepisami.
Wreszcie kwestia przetargów, czyli dostępu różnego rodzaju firm z różnych krajów do realizacji inwestycji w innym kraju. To również sprzyja większej konkurencyjności, potanieniu… Ja pomijam w tej chwili konkretne przepisy i konkretne wady tych przepisów, te rzeczy trzeba usprawniać, chodzi jednak o pewną zasadę. Unia posuwa się w kierunku likwidacji mechanizmów, które powodują eksport bezrobocia. Likwidacja tych mechanizmów stwarza jednocześnie warunki do większego wzrostu gospodarczego. I przez wiele lat ten większy wzrost gospodarczy osiągano.
I wreszcie ostatnia kwestia, jaka została, a mianowicie kurs walutowy, który również służył przecież do eksportu bezrobocia. Gwałtowna dewaluacja kursu powodowała, że eksport był bardziej opłacalny. Oczywiście to często wiązało się z konsekwencjami wewnętrznymi, inflacyjnymi, no ale trudno. W ten sposób walczono z bezrobociem we własnym kraju, ale eksportowano je do innego. Stworzenie unii walutowej, czyli wprowadzenie jednej waluty, euro, było odpowiedzią na tego rodzaju sytuację, niejako próbą zlikwidowania tego źródła eksportu i tego sposobu eksportowania bezrobocia. I dlatego to jest proces naturalny, to jest proces, któremu nie można się przeciwstawiać. No, to jest trochę tak jak z tymi robotnikami w Anglii w XIX wieku, którzy niszczyli maszyny, bo maszyny odbierały im pracę. Teraz oczywiście okazuje się, że jest problem, bo niektóre kraje są biedniejsze, słabsze, zadłużają się itd. Proszę państwa, zadłużają się, bo im wolno.
Proszę teraz popatrzeć na sytuację w Polsce. W Polsce mamy rząd, budżet centralny i budżety gminne. Gminy, które przecież mają własne dochody, mogą faktycznie zaciągać długi, prawda? Czy gminy mogą się zadłużać w nieskończoność? Nie. Przyjęliśmy prawo, w którym mówi się o tym, że owszem, mogą mieć deficyt, ale tylko do pewnych granic. Dlaczego? Bo jak zaczynają przekraczać te granice i wierzyciele upominają się o należności, to majątek ulega praktycznie likwidacji, to znaczy po prostu przejęciu, a ludzie nagle okazują się biedakami, którzy nic nie mają, itd. Czy państwo może do tego dopuścić? Nie może do tego dopuścić. I dlatego stosuje pewne reguły. Jak to mówią: toutes proportion gardées, i tak samo jest w strefie euro… to znaczy, powinno być, ale nie było. Mianowicie kraje przyjęły wspólną walutę, a jednocześnie nie wprowadziły mechanizmów zabezpieczających. Powiem inaczej, wprowadzono mechanizmy zabezpieczające, ale niedostateczne. Traktat z Maastricht przewidywał limit 3% deficytu i 60% długu. Tyle tylko, że egzekucja tego była kiepska, praktycznie nie było prawa egzekucyjnego, a przede wszystkim, co jest niezwykle ważne, poszczególne kraje nie wpisały tych zasad do swojego prawa. Tylko wtedy, kiedy się coś wpisze do swojego prawa, można mieć pewność – jeśli nie gwarancję, to prawie stuprocentową pewność – że to nie będzie przekraczane. Najlepszym przykładem jest Polska: limit długu, który został wpisany do naszej konstytucji, wynosi 60%. Skorzystam z okazji, żeby się trochę pochwalić. Razem z profesorem Balcerowiczem byliśmy odpowiedzialni za tę część konstytucji i wpisaliśmy do niej taki właśnie limit długu, choć wtedy zagrożenie, że ten limit zostanie przekroczony, wydawało się dosyć odległe, bo dług wynosił 37–38% w stosunku do PKB. I ten wpis okazał się zbawienny i dzisiaj jest przejmowany przez wiele krajów. Wpisanie do prawa tego rodzaju rozwiązań na pewno będzie zabezpieczało przed wspomnianym niebezpieczeństwem.
W momencie, kiedy Unia znalazła się w kryzysie, oczywiście zaczęto dość gwałtownie szukać różnych rozwiązań. Był między innymi sześciopak, który pewne rzeczy proponował, aż w końcu zaproponowano tak zwany pakt fiskalny – to jest oczywiście popularna nazwa, bo oficjalna nazwa to traktat o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w Unii Gospodarczej i Walutowej. Ja będę używał określenia „pakt fiskalny”.
Co jest kluczowe dla tego traktatu, co jest kluczowe dla tego paktu fiskalnego, co stanowi jego, można powiedzieć, jądro? To są części trzecia i czwarta, zwane tytułami. W ogóle jest ich sześć, ale kluczowe są części trzecia i czwarta. Otóż nakładają one na sygnatariuszy – ale, uwaga, tylko tych, których walutą jest euro, co jest wyraźnie powiedziane – szereg obowiązków. Po pierwsze, wymóg utrzymywania w ryzach deficytu finansów publicznych na poziomie 3% . Trzyprocentowy limit z możliwościami odchylenia w różnych sytuacjach był już przewidziany, powiedzmy sobie, w traktacie z Maastricht, ale teraz jest obowiązek wprowadzenia takiego limitu do ustawodawstwa krajowego, a to jest krok znacznie dalszy. Po drugie, jest limit długu publicznego, wraz z zasadami jego obniżania, także z obowiązkiem wprowadzenia go do ustawodawstwa krajowego. Po trzecie, zaostrzono sankcje za nieprzestrzeganie tych limitów – teraz znacznie trudniej będzie ich nie stosować. O ile do tej pory, mówiąc szczerze, było dość łatwo nie stosować tych limitów, o tyle teraz będzie znacznie trudniej, ponieważ teraz żeby można było ich nie stosować, kwalifikowana większość państw strefy euro musiałaby być przeciw, a nie odwrotnie – że kwalifikowana większość musiałaby być za tym, aby je zastosować. Dalej, wprowadzono obowiązek wymiany informacji o zamiarach dotyczących emisji długu – po to, żeby o pewnych zdarzeniach wiedzieć wcześniej, a nie wtedy, kiedy one już się staną – a także obowiązek omawiania na forum grupy euro planów zasadniczych reform gospodarczych. Są takie reformy, które mają wpływ na sytuację w innych krajach, jeżeli jest wspólna waluta, i trzeba o tym mówić wcześniej.
Mówiłem już o tym, że trzeba wpisać te zasady do prawa. Jeżeli któryś kraj – to także przewidziano – wpisze je do prawa pozornie albo będzie to wpis, co do którego nie bardzo będzie wiadomo, czy naprawdę jest obowiązujący, czy nie, to każdy inny kraj strefy euro, a właściwie każdy sygnatariusz paktu fiskalnego może zaskarżyć ten kraj do Trybunału Sprawiedliwości i Trybunał Sprawiedliwości orzeknie, czy ten zapis rzeczywiście jest prawidłowy, a jeśli nie jest prawidłowy, to będzie mógł nałożyć karę finansową.
Jeśli kraj wpada w procedurę nadmiernego deficytu… A chcę powiedzieć, że procedura nadmiernego deficytu obowiązuje już dzisiaj i my jesteśmy jej jakby podporządkowani, my i inne kraje. Jeśli więc kraj nie realizuje tej procedury, to i dzisiaj są możliwe sankcje polegające przede wszystkim na wstrzymaniu środków unijnych. Czyli można powiedzieć: nihil novi. Teraz tylko, powiedzmy sobie, reguły są bardziej zaostrzone. I to jest właściwie wszystko, co jest ujęte w części trzeciej i czwartej.
I teraz zachodzi pytanie, które tu zadam: czy którekolwiek z tych reguł są szkodliwe dla polskiej gospodarki? Oczywiście nie, bo przecież jeśli chodzi o dług, to my już go pilnujemy, a jeśli chodzi o deficyt, to staramy się go zmniejszyć. I w ogóle trzeba, żeby on był możliwie mały, by dawał także możliwości – uwaga! – zwiększenia go wtedy, kiedy następuje spowolnienie gospodarcze i kiedy trzeba zwalczać bezrobocie. A więc to jest w naszym interesie.
Również wymiana informacji o zamierzonych reformach nie jest tutaj żadnym problemem. Wpisanie tego do prawa – a częściowo mamy to już wpisane – też nie jest problemem. Czyli o szkodliwości w ogóle nie można tu mówić, to nie jest ten obszar dyskusji.
Czy to wszystko oznacza przekazanie jakichkolwiek kompetencji władzy państwowej organizacji międzynarodowej? No, również nie, to przecież widać. Ale nawet jeżeli ktoś uważa, że w tych postanowieniach kryje się jakieś niebezpieczeństwo i że gdzieś tu może otwiera się jakaś, powiedzmy sobie, ingerencja Komisji Europejskiej czy Rady Europejskiej, której byśmy nie chcieli, to i tak spokojnie może za tym paktem zagłosować, a to z tego prostego powodu, że te wszystkie określone rygory nie obowiązują Polski, podobnie zresztą jak pozostałych krajów spoza strefy euro. Wynika to i z preambuły, i z postanowień art. 14 w części szóstej. Ja bym chciał to zacytować, bo nie wszyscy może dokument mieli w ręku i go przeczytali.
Otóż w preambule czytamy: odnotowując również, że Republika Bułgarii – itd., itd., tu wymienione są wszystkie kraje, które nie są w strefie euro, a które zadeklarowały podpisanie i podpisały ten pakt, w tym oczywiście jest i Polska… Otóż wszystkie te kraje, które są w dniu podpisania niniejszego traktatu objęte derogacją dotyczącą uczestnictwa w jednej walucie – czyli, mówiąc krótko, nie uczestniczą w jednej walucie – i dopóki ta derogacja nie zostanie uchylona… No a uchylona może być tylko przez te kraje, na ich, że tak powiem, życzenie. Otóż kraje te mogą być związane tylko tymi postanowieniami tych części trzeciej i czwartej, którymi pragną być związane, co oświadczają w momencie złożenia dokumentu ratyfikacyjnego lub w terminie późniejszym. No a my w momencie złożenia dokumentu ratyfikacyjnego mamy przed sobą to wszystko i widzimy, że nie ma takich deklaracji, nie składamy takich deklaracji, nie wiążemy się żadnymi tego rodzaju postanowieniami.
Art. 14, który jest już nie w preambule, lecz w części szóstej, końcowej, powiada tak: niniejszy traktat ma zastosowanie do umawiających się stron objętych derogacją od dnia, w którym stanie się skuteczna decyzja uchylająca tę derogację, chyba że zainteresowana umawiająca się strona oświadczy, że pragnie być wcześniej związana wszystkimi lub niektórymi postanowieniami tytułów II i IV, czyli części trzeciej i czwartej niniejszego traktatu. Zatem to jest wystarczająco jasne, wystarczająca mocno sformułowane.
Tak więc jesteśmy związani postanowieniami tylko tytułów I, II, V i VI. A co jest w tych częściach? Część pierwsza mówi ogólnie o tym, że trzeba wzmacniać dyscyplinę budżetową. No, to chyba nam nie przeszkadza. Część druga mówi o tym, że pakt fiskalny powinien być interpretowany zgodnie z prawem Unii Europejskiej. To tym bardziej nam nie przeszkadza, bo nie jesteśmy w strefie euro, ale jesteśmy w Unii Europejskiej. Część szósta mówi o tym, kiedy i na jakich zasadach traktat wchodzi w życie, oraz o tym, że jego postanowienia nie obowiązują sygnatariuszy spoza strefy euro – to czytałem przed chwilą – chyba że te kraje same, z własnej i nieprzymuszonej woli te zobowiązania przyjmą.
Część piąta… Jak widać trzy części, no, można tak powiedzieć, są… Część pierwsza i druga są tu bez znaczenia, a część szósta nas wyłącza. Część piąta, którą jesteśmy związani, jest bardziej interesująca. Zacytuję. Art. 12 ust. 3 mówi tak: „Szefowie państw lub rządów Umawiających się Stron, których walutą nie jest euro – a więc Polska – i które ratyfikowały niniejszy Traktat, uczestniczą w debatach podczas posiedzeń szczytu państw strefy euro dotyczących: konkurencyjności Umawiających się Stron, zmiany ogólnej struktury strefy euro i podstawowych zasad dotyczących tej strefy, które będą obowiązywały w przyszłości, jak również, w odpowiednich przypadkach i przynajmniej raz w roku, w debatach na temat szczegółowych kwestii dotyczących wdrażania niniejszego Traktatu”, paktu fiskalnego.
I teraz mamy odpowiedź na pytanie: co właściwie Polska podpisuje?
Otóż być może jest to dla niektórych zaskakujące – myślę, że w tej Izbie już nie jest – ale z tej ratyfikacji nie wynikają żadne zobowiązania, a uzyskujemy ważne uprawnienie. To może brzmieć dziwnie, ale tak jest. Jest to uprawnienie do udziału w pracach dotyczących przyszłości strefy euro, jej funkcjonowania i kształtowania reguł obowiązujących jej członków.
Jeśli więc jedynym skutkiem ratyfikacji paktu są dodatkowe możliwości działania dla polskich władz, to nie ma uzasadnienia postulat przyjmowania go przez parlament kwalifikowaną większością głosów. Jeśli w przyszłości będziemy wstępować do strefy euro, to wtedy wszystkie rygory paktu zaczną nas obowiązywać. I wtedy i tak będzie konieczna kwalifikowana większość, to jest 2/3 głosów, w Sejmie i w Senacie, bo będzie chodziło o zmianę konstytucji. Wtedy wszyscy będą brali pod uwagę nie tylko fakt wprowadzenia wspólnej waluty, ale również fakt automatycznego związania się tymi wszystkimi wymogami. Być może dla niektórych będzie to za dużo i będą głosowali przeciw, ale będą mieli taką możliwość. Dzisiaj absolutnie nie ma takiej potrzeby.
Może się zdarzyć, że któryś rząd wcześniej… Ten rząd akurat niczego nie zgłosił i nie wiem, czy będzie chciał coś zgłosić. Raczę wątpię, bo nie ma takiego interesu. Ale trzeba założyć, że ten czy którykolwiek inny rząd może chcieć wcześniej związać się wszystkimi albo niektórymi postanowieniami. Będzie musiał to zrobić w postaci ustawy. Ponieważ jest to zmiana traktatu, będzie musiał przynieść do Sejmu i do Senatu ustawę. Wówczas temat, jaką większością tę ustawę przyjmować, ponownie stanie na porządku dziennym.
Wprawdzie większość opinii prawnych mówi dzisiaj, że reguły, które tam są, nie dotyczą przekazania kompetencji i w związku z tym nie jest wymagana większość 2/3 głosów, ale są również inne opinie, a przynajmniej jedna, wśród tych, które były robione. I w związku z tym, jeśli taka ustawa się kiedyś pojawi, to temat wróci i wówczas będziemy dyskutowali nad tym, czy się w ogóle wiązać i czy potrzebna jest większość 2/3 głosów, czy też nie. W tej chwili dyskusja jest zdecydowanie przedwczesna.
Logika nakazuje, żeby odpowiedzieć na jeszcze jedno pytanie: co zyskujemy, a co tracimy, nie podpisując paktu? No bo przecież można by tego paktu nie podpisać. Otóż tak: nie uwalniamy się od żadnych zobowiązań, bo ten pakt żadnych zobowiązań na nas nie nakłada, czyli można powiedzieć, że zysków tutaj nie ma. A czy są straty? No niestety są, i to istotne. Przede wszystkim w sferze politycznej Polska okazałaby w ten sposób nie tylko obojętność wobec działań w celu przezwyciężenia kryzysu w strefie euro, lecz także brak zainteresowania pogłębianiem współpracy i zachowaniem integralności całej Unii Europejskiej.
Tutaj przed chwilą w trakcie dyskusji padały głosy, że Unia się rozjeżdża, że w Unii jest głęboki kryzys, że w ogóle są tam złe przepisy, złe reguły, że są takie zasady, które krępują konkurencyjność, rozwój itd. No, jeżeli tak jest, to trzeba to zmieniać, ale jeżeli to zmieniać, to jest pytanie, czy robić to z naszym udziałem, czy bez naszego udziału. Trzeba pamiętać, że to, co się będzie działo w strefie euro… Bo ktoś może powiedzieć: no tak, ale to strefa euro. Tylko problem polega na tym, że strefa euro nie składa się z dwóch krajów, tylko składa się z siedemnastu krajów, niedługo pewnie wejdą jeszcze jeden kraj czy dwa kraje. I to, co się dzieje w strefie euro, czego doświadczyliśmy i czego właśnie doświadczamy, ma ogromny wpływ na sytuację w Polsce. W związku z tym obojętność wobec tego, jakie działania są tam podejmowane w celu przezwyciężenia kryzysu, jakie działania są podejmowane w zakresie pogłębiania współpracy, a także integralności całej Unii Europejskiej, byłaby ciężkim grzechem ze strony Polski.
Jesteśmy bardzo często wyczuleni na to, żeby Unia Europejska nie wpadała w tak zwane dwie prędkości. No, jest to trochę rozdmuchany problem, dlatego że już istnieją dwie prędkości, a nawet trzy, bo jest strefa Schengen, która nie obejmuje wszystkich, no i jest oczywiście strefa euro, która nie obejmuje wszystkich. Tak więc te prędkości już są. Problem polega wszelako na tym, żeby nie było barier, to znaczy, żeby nie było tak, że kraj, który posuwa się naprzód z inną prędkością, który posuwa się naprzód wolniej, nie może przeskoczyć do grupy krajów, które posuwają się naprzód szybciej, a nie może do tej grupy przeskoczyć dlatego, że są różne bariery, że właśnie są wymyślane nowe bariery. Otóż, jeśli jesteśmy w środku, to wiemy, co, że tak powiem, się szykuje i możemy się temu przeciwstawić czy też zaproponować inne rozwiązania. Gdybyśmy tę obojętność przejawiali, to w ten sposób właśnie potwierdzilibyśmy słuszność czasami pojawiających się głosów, że Unia powinna być złożona z dwóch kręgów integracji.
Dzisiaj na posiedzeniu komisji senator Jackowski zadał pytanie o tak zwany rząd gospodarczy Unii Europejskiej. To gdzieś się pojawiało, jaki jest stosunek do tego… Polska jest zdecydowanie temu przeciwna. Właśnie chodziło o to, że w kręgach krajów, które dysponują walutą euro, pojawiły się takie tendencje, żeby jakby w pewnym sensie machnąć ręką na resztę i zacząć bardzo szybko integrować się wewnętrznie, łącznie z utworzeniem czegoś w rodzaju wewnętrznego rządu gospodarczego. To bardzo rozbiłoby integralność Unii Europejskiej, a konsekwencje tego byłyby naprawdę trudne do przewidzenia. Polska się temu przeciwstawiła i między innymi to właśnie my doprowadziliśmy do wprowadzenia tych zapisów, zgodnie z którymi kraje spoza strefy euro będą brały udział, będą miały możliwości itd., itd., będą miały możliwość odniesienia się do tego, co tamte kraje przyjęły, bo jednak, szerzej patrząc na sprawę, nie zależy im na tym, żeby Unię Europejską zawęzić, tylko raczej na tym, żeby ją rozszerzyć.
Chcę także podkreślić, że wszelkie zmiany… że w momencie, kiedy ratyfikujemy ten pakt fiskalny, mimo że nie jesteśmy objęci zobowiązaniami, które są w nim zawarte, jesteśmy sygnatariuszami tego paktu. W związku z tym wprowadzenie wszelkich zmian do tego paktu będzie wymagało także naszej zgody. Tak więc, gdyby komuś przyszło do głowy wprowadzić jeszcze jakieś rozwiązania, które – uwaga – nadal by nas nie obowiązywały, ale po wejściu do strefy euro by nas obowiązywały, a my na przykład uznalibyśmy, że te rozwiązania byłyby dla nas dodatkową barierą, że one by nam przeszkadzały, to moglibyśmy się ich wprowadzeniu przeciwstawić skutecznie.
Wreszcie jest kwestia interpretacji, mianowicie różnego rodzaju postanowienia są interpretowane. I zgodnie z traktatem – jest taki artykuł, który o tym mówi – interpretacje powinny być zgodne z prawodawstwem unijnym, nie z jakimś bliżej nieokreślonym prawodawstwem strefy euro, tylko z prawodawstwem unijnym. W związku z tym, jeśli jesteśmy tam, to bierzemy udział w tej interpretacji i możemy na przykład przeciwstawić się interpretacji, która naszym zdaniem jest szkodliwa. Rozumiem, że są w Polsce ludzie, którzy… Są różne grupy, jeśli chodzi o stosunek do strefy euro. Jest grupa euroentuzjastów, którzy chcieliby przystąpić do niej natychmiast, już, zaraz. Jest również grupa eurorealistów – w tym momencie używam słowa „euro” na określenie waluty, a nie Unii Europejskiej – którzy mówią: po pierwsze, nie spełniamy warunków, po drugie, sama strefa euro jest jeszcze w kłopotach, więc poczekajmy, niech to wszystko się… My spełnimy warunki, oni wyjdą z kłopotów i wtedy – przecież na mocy paktu fiskalnego jesteśmy niejako w środku – za ileś lat, nie wiem, cztery, pięć, sześć, będziemy podejmowali decyzje w tej sprawie. Są też tacy, którzy mówią „oj, jeszcze długo, długo nie”, ale nie mówią „kategorycznie nie”. I wreszcie są tacy, którzy mówią „nie, nigdy, nie ma o czym mówić”.
Jeżeli chodzi o naszą opozycję parlamentarną – mówię o opozycji wobec tej kwestii – to, o ile wiem, nie ma zdecydowanych, że tak powiem, negacjonistów, to znaczy takich, którzy mówią „nigdy w życiu”. Pamiętam słowa prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który mówił o tym, że najwcześniej w roku 2020… Być może tak będzie; czas pokaże, jak to będzie wyglądało. W każdym razie nie jest to sprzeciw zasadniczy, a skoro tak, to prosiłbym o minimum logiki. Chodzi mianowicie o to, że do tego czasu, bez względu na to, czy wejdziemy, czy nie wejdziemy… To, między nami mówiąc, dotyczy również tych, którzy generalnie są przeciw. Przecież lepiej być w środku i obserwować to, co się dzieje, w pewnym sensie to kontrolować, a czasami, oczywiście na miarę możliwości, coś jednak zaproponować.
Szanowni Państwo, nieobecni nie mają racji – trzeba być tam, gdzie zapadają decyzje. Nie mam wątpliwości co do tego, że wszyscy polscy politycy są gorącymi patriotami, ale są wśród nich tacy… Są takie partie, które szczególnie mocno i niemal przy każdej okazji podkreślają swoje przywiązanie do obrony naszych polskich interesów. Oczywiście są do tego uprawnione i zgadzam się z tym, że niekiedy w przeszłości interesy te nie zawsze były dostatecznie bronione. Dzisiaj też mogą być bronione lepiej i trzeba o tym dyskutować, ale pytam wszystkich wątpiących: jakże bronić tych interesów, gdy jesteśmy nieobecni tam, gdzie decyduje się o przyszłości Unii Europejskiej, w której jesteśmy, bo przecież nie zamierzamy z niej wystąpić? Bądźmy więc obecni, bądźmy aktywni tam, gdzie kształtuje się przyszłość milionów Polaków. Unia Europejska źle działa? To naprawiajmy ją. No ale do tego trzeba być obecnym. Dlatego w imieniu połączonych komisji i własnym wnoszę o przyjęcie projektu uchwały o ratyfikacji traktatu o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w unii gospodarczej i walutowej. Dziękuję.