Pani Marszałek! Wysoka Izbo!
My
tę ustawę oczywiście przyjmiemy. Przyjmiemy ją nie tylko dlatego, że
jest to ustawa rządowa, a rząd w tej Izbie ma większość, ale także
dlatego – mówiła tutaj o tym pani minister – że jej nieprzyjęcie
oznaczałoby, że wszystkie sześciolatki pójdą do szkoły 1 września tego
roku. A jak się zdaje, nikt nie ma na to specjalnej ochoty. Wobec tego
pojawia się pytanie, po co tutaj tak długo dyskutujemy. Ja myślę, że my –
i taka jest chyba rola Senatu – nie zawsze, ale bardzo często,
stanowimy pewnego rodzaju Izbę, gdzie podziały polityczne, które
oczywiście istnieją i czasami dają o sobie znać, nawet dosyć silnie, nie
są tak ostre. Nie są one również podporządkowane pewnemu medialnemu
terrorowi występującemu w Izbie niższej. No, kto jak kto, ale ja mogę
coś o tym powiedzieć. I dlatego nasza dyskusja ma charakter konsultacji,
może czasami pewnej przestrogi czy chęci zwrócenia uwagi rządu, w tym
wypadku pani minister, na różnego rodzaju, że tak powiem, rafy i
niebezpieczeństwa, które mogą się pojawić i które pojawiały się już w
przeszłości.
I w
związku z tym mam kilka uwag. Od razu chcę się zadeklarować jako
zwolennik obniżenia obowiązkowego wieku nauczania. Podzielam tu pogląd
pana senatora Wittbrodta, że przykład podany przez senatora Jackowskiego
dotyczący Związku Radzieckiego nie jest tutaj adekwatny, ponieważ
Związek Radziecki jako państwo nie osiągnął ani sukcesu gospodarczego,
ani społecznego, ani politycznego. Wzorujemy się tutaj na krajach, które
ten sukces osiągnęły. Oczywiście były tego różne powody, ale jak widać,
te kraje w demokratycznym trybie, mając dobrze rozwiniętą naukę, różne
dziedziny nauki, doszły do wniosku, że tak jest lepiej.
Oczywiście
to, że uchwaliliśmy coś, a teraz przesuwamy o dwa lata… Padały tutaj
bardzo zasadne pytania dotyczące tego, co takiego stało się przez ten
czas. Przedtem rodzice mieli uwagi, a teraz… Niby co się zmieniło? Pani
minister starannie unikała odpowiedzi na to pytanie, co rozumiem:
przejęła schedę po poprzedniczce. Myślę, że pani minister Hall, z całym
szacunkiem, ale pośliznęła się przede wszystkim właśnie na tej ustawie.
Myślę, że tych kilka uwag, które zresztą już tutaj padły – nie będą ich
powtarzał – powinno zostać bardzo starannie rozważonych. A po co? Ano po
to, żeby za dwa lata nie wpłynęła do tej Izby kolejna ustawa, w której
będzie się mówiło, że znowu przekładamy tę sprawę, może o dwa lata, może
o trzy lata, ponieważ rodzice mają różnego rodzaju pretensje, ponieważ
jest kryzys itd., itd.
Ja
przypomnę, że gdy ta ustawa była uchwalana, to w budżecie, a właściwie w
projekcie budżetu, zarezerwowanych było 300 milionów zł tylko na ten
cel: na przystosowanie szkół, na zabawki, na niższe ławki, krzesełka
itd., itd. Prawda? Ale nie minęły trzy czy cztery miesiące, a wybuchł
kryzys, i 300 milionów zł padło ofiarą kryzysu. Zostało bodajże 60
milionów zł, o ile mnie pamięć nie myli. I nic. I dalej wdrażamy
reformę, jakby nic się nie stało. Dalej ją wdrażamy.
Więc
żeby to się nie powtórzyło, Pani Minister, to mam radę, powiedziałbym,
przyjacielską: powinna pani twardo postawić sprawę środków, które
powinny być przeznaczone na ten cel w budżetach przyszłorocznym i na rok
2014, po to, żeby reforma się naprawdę udała, żeby nie było powtórki…
no, nie chcę powiedzieć „z rozrywki”, bo to nie jest rozrywka, ale
powtórki sytuacji, jaka obecnie ma miejsce, dyskusji wokół tego tematu.
Jest
to na pewno kwestia środków, ale jest to także kwestia pewnego sposobu
komunikacji społecznej. To są reformy, które w naszym przekonaniu, w
przekonaniu wielu z nas tutaj obecnych – może nie wszystkich, ale wielu –
są słuszne. Mamy przekonanie, że tak powinno się robić, ale wydaje się,
że większość ludzi nie ma tego przekonania. Taka sama sytuacja dotyczy
na przykład sprawy wieku emerytalnego. Prawda? I co z tym fantem zrobić?
No, trzeba znaleźć sposób – to nie jest miejsce ani czas, ale może
warto byłoby kiedyś przeprowadzić dyskusję na temat komunikacji
społecznej podczas ważnych reform – trzeba się zastanowić, jak to teraz
wdrażać. Są dwa lata, może mniej niż dwa , ale jakiś czas jest. To
wszystko wymaga przeprowadzenia pewnej kampanii informacyjnej,
telewizyjnej, radiowej, i na to trzeba wyłożyć trochę pieniędzy, nie ma
rady. Trzeba organizować dyskusje, również z tymi ugrupowaniami, które
są przeciwne, trzeba pokazać, że ich się nie lekceważy. Nie zawsze
trzeba się z nimi zgadzać, ale trzeba pokazać, że ich się nie lekceważy.
Dotyczy to nie tylko tej reformy, ale również innych. Bardzo jestem
ciekaw, jak będzie zorganizowana dyskusja w sprawie wieku emerytalnego,
bo pewnie najgorsze, co mogłoby się wydarzyć, to próba szybkiego
rozwiązania problemu, zamknięcia tematu bez, że tak powiem, przekonania
do sprawy przynajmniej części ludzi i pokazania konsekwencji. Ale nie o
emeryturach dzisiaj mówimy.
Pierwsza
sprawa to pieniądze. Druga sprawa to komunikacja społeczna i
przekonywanie, pokazywanie pozytywnych stron i tego, że dobrze się
przygotowujemy.
Ostatnia
sprawa to jest to, o co pytałem. Ja jednak, Pani Minister, mam pewne
wątpliwości, to znaczy… Ja – przypomnę – pytałem o to, czy są jakieś
koncepcje i wytyczne związane z tym, że w jednym roku, czyli w roku
2014, w szkołach zderzą się siedmiolatki i sześciolatki. Czy one będą
mieszane w klasach, czy będą w klasach odrębnych? Pani minister
powiedziała, że to właściwie zależy od dyrektora i od rodziców. Muszę
powiedzieć, że… Rodzice powinni mieć sporo do powiedzenia. Ale nie w tym
rzecz. Tylko ja sobie wyobrażam konkretne sytuacje, a konkretna
sytuacja to jest na przykład taka, w której piętnaścioro rodziców mówi,
iż bardzo obawia się tego, że ich dziecko będzie z dziećmi starszymi, a
piętnaścioro rodziców mówi odwrotnie. Prawda? A dyrektor się rozgląda i
mówi: no to jest remis, a ja zdecyduję się chyba na to czy na tamto.
Albo jest jeden głos przewagi. Tak się chyba nie da. Ja uważam, że w tej
sprawie powinny być jednak jakieś generalne wytyczne, na przykład:
dyrekcje powinny dążyć do tego, żeby sześciolatki były we własnych
klasach. Oczywiście, jeśli któryś rodzic chce, żeby jego dziecko było z
tymi starszymi, to proszę uprzejmie, nie ma przeszkód, można je
przenieść.
Chcę
zwrócić uwagę na pewną sprawę, na to, że w jednej klasie często są
dzieci… no, znacznie gorzej rozwinięte fizycznie, mniej otrzaskane – tak
bym to określił – i dzieci starsze. To może być dobre przy bardzo
dobrym procesie dydaktycznym. To może być dobre, bo jedni się uczą od
drugich, jedni opiekują się drugimi itd. Ale wiemy, że w praktyce nasze
szkoły nie są, że tak powiem, tak dobrze wyposażone i przygotowane, a
klasy często są bardzo liczne, w związku z czym mogą pojawić się
negatywne konsekwencje. W każdym razie proponowałbym rozważyć tę
kwestię, popytać jeszcze psychologów, pediatrów, o których tu była mowa,
i przyjąć w tej sprawie jakieś wytyczne, nie puszczać tego wyłącznie na
żywioł, bo może to być zarzewiem dodatkowych konfliktów. Dziękuję
bardzo.