Panie Marszałku! Wysoki Senacie!
Ja nie jestem członkiem Platformy Obywatelskiej, nie wysuwałem propozycji, żeby dwukrotnie podwyższyć wydatki. Powiem więcej: propozycja wydaje mi się dziwaczna, chociaż rozumiem intencje… Chodziło o to, żeby…
(Senator Jan Dobrzyński: Żeby przebić…)
Nie. Chodziło o to, żeby przypomnieć, że pierwotna propozycja to było 500 zł na każde dziecko. Ale uważam, że wysuwanie takich propozycji formalnie, w postaci poprawek, wniosków itd. grozi tym, że nie zostaną one właściwie zrozumiane – tak to powiem delikatnie. I oczywiście nie jestem za tym. Jestem za odpowiedzialnością. Rzecz, proszę państwa, nie polega na tym, że te pieniądze zostaną zmarnowane. Absolutnie nie podzielam poglądów tych, którzy mówią, że ludzie a to przepiją, a to to, a to tamto itd. No będą tacy ludzie, oczywiście, to jest zupełnie jasne – ale absolutnie nie można tak stawiać sprawy.
Rzecz jasna, pieniądze bardzo przydadzą się rodzinom z dziećmi, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Problem polega na tym, że takich propozycji, takich rozwiązań, które pomogą różnym grupom społecznym i które są słuszne, zasadne, jest cała masa. W związku z tym, jeśli się na coś decydujemy, to kwestia jest tylko taka, w jakiej skali możemy to zrobić dzisiaj. I twierdzę jeszcze raz…: Tu się nawzajem nie przekonamy. Państwo wierzycie… Występował tu pan senator Wiatr, który powiedział: ja wierzę, że my te pieniądze wygospodarujemy. Tak jest, państwo wierzycie, a ja się opieram na twardych danych, na liczbach i na tym, że rząd nie przedstawił sposobu finansowania w następnych latach, skąd weźmie pieniądze, i tyle. I w związku z tym uważam, aczkolwiek jest to ważna sprawa, może nawet priorytetowa, że powinna być ona rozłożona w czasie. Wtedy, kiedy wygospodarujemy te pieniądze, wtedy je wydajemy. W najbliższym roku – na pewno nie 17 miliardów.
Jakie jest finansowanie, to już powiedziałem: z deficytu i z dwóch dodatkowych podatków. No bardzo przepraszam, ale taki sukces to teoretycznie każdy rząd może osiągnąć. Ale jeśli jest odpowiedzialny, to nie będzie nigdy w to wchodził, nie będzie obiecywał ludziom, że to pozostanie bez jakichkolwiek konsekwencji. Bo skutek będzie taki, że w roku przyszłym, w roku następnym wystąpi brak środków… Nie brak w ogóle, tylko będą oczekiwania na to, że poprawi się opieka lekarska, będzie więcej pieniędzy na sprzęt, więcej pieniędzy dla pielęgniarek, na inwestycje w tej dziedzinie, w edukację, w przedszkola, żłobki itd. I nagle okaże się, że nie ma pieniędzy. I wydatki na inwestycje publiczne trzeba będzie ograniczać, bo alternatywą będzie zwiększanie deficytu albo nowe podatki. Dlatego uważam, że to było hasło wyborcze, tak je ułożono, miało ono przyciągnąć wyborców, i myślę, że do pewnego stopnia osiągnęło ten skutek. Dzisiaj rozbudziło nadzieje, więc trzeba je realizować. Ale, przepraszam bardzo, ja tego hasła wyborczego nie wznosiłem i nie uważam, żeby realizacja w takiej skali była możliwa.
O sprawie socjalnego oddziaływania też mówiłem. Jest w tym programie socjalne oddziaływanie, ale nierówne, z brakami. Przykro mi, ale jeśli się chce oddziaływać socjalnie… Pan senator minister Radziwiłł mówił tutaj o wielodzietnych rodzinach. Tak jest, tak jest, proszę bardzo, proszę ustanowić próg dochodowy dla rodzin jednodzietnych, dwudzietnych, pięciodzietnych. I wiadomo, że jeśli chodzi o rodziny cztero-, pięcio-, sześcio-, siedmio-, ośmiodzietne, to prawie każda rodzina będzie poniżej tego progu dochodowego i będzie z tego programu korzystać. Jeżeli się tego nie zrobi, no to nagle pieniądze dostaną ludzie, u których absolutnie nie spowodują one żadnej istotnej zmiany. Powtarzam: żadnej istotnej zmiany.
I wreszcie sprawa ostatnia, o której nie mówiłem. Chodzi o drugi cel programu, to znaczy o zwiększenie dzietności. Proszę państwa, ja oczywiście zdaję sobie sprawę. że w pewnych grupach, zwłaszcza w grupach o niskich dochodach, w grupach o bardzo niestabilnym zatrudnieniu dodatkowe 500 zł czy 1 tysiąc zł, jeśli jest trójka dzieci, ma istotne znaczenie, może nawet spowodować, że taka rodzina zdecyduje się na jeszcze jedno dziecko. No ale, proszę państwa, na zdrowy rozum… Jeżeli w rodzinie jest jedno dziecko i przeciętny dochód w tej rodzinie wynosi 2 tysiące zł na osobę, czyli 6 tysięcy zł w rodzinie, to te dodatkowe 500 zł naprawdę nie spowoduje, że z tego powodu zdecydują się oni na jeszcze jedno dziecko, absolutnie nie. Tutaj są zupełnie inne czynniki.
Tutaj mówiono o porównaniach międzynarodowych. Proszę bardzo. W przypadku krajów, w których dzietność jest wysoka – to są takie kraje jak m.in. Francja, Wielka Brytania, Szwecja, Holandia, Dania, Finlandia – proszę państwa, tego dodatku na dziecko liczonego w euro nie można porównywać z naszym, tylko trzeba patrzeć, jaki jest stosunek tego dodatku do przeciętnej płacy w tym kraju, czy to stanowi jakiś wielki bodziec, czy nie.
Informuję, że w Wielkiej Brytanii to jest 3%, w Szwecji – 3%, w Holandii – 2%, w Danii – 3%, w Finlandii – 3%. Czyli to nie ten element powoduje, że jest tam wysoki wskaźnik dzietności, tylko przede wszystkim szeroko rozumiane usługi dla rodziny, a także dostępność mieszkań. A w tych sprawach niestety nie ma w tej chwili żadnych propozycji. Mówicie państwo, że będą, ale one będą wymagały miliardów złotych, a wydanie 17 miliardów w tym roku, 23 miliardów w następnych absolutnie zablokuje możliwości wydawania środków na inne wspomniane cele. I dlatego cel demograficzny dzięki tej ustawie nie zostanie osiągnięty.
I na już koniec, Panie Marszałku, jeszcze jedno. Tutaj mówi się, że 280 tysięcy dzieci… To jest liczba, powiedzmy sobie szczerze, wzięta z sufitu, ale dobrze, ja przyjmuję, że taka jest prognoza, że dzięki temu w ciągu 10 lat tyle dzieci dodatkowo się urodzi. To jest, proszę państwa, mniej więcej 8% liczby urodzeń w Polsce rocznie. Czyli nasz wskaźnik dzietności z 1,3 poprawi się do 1,4, z miejsca nr 210 awansujemy na miejsce nr 200. To w ogóle się kupy nie trzyma.
I coś zupełnie na koniec. Z tego wynika, że 800 tysięcy zł wyniesie jakby koszt uzyskania jednych narodzin, 800 tysięcy zł, a program in vitro – tutaj patrzę na pana ministra Radziwiłła, tym razem ministra – kosztował 130 milionów zł, urodziło się 3 tysiące dzieci, czyli mniej więcej 40 tysięcy kosztowały jedne narodziny. Ale pan minister powiedział, że na ten program – ja może nawet to rozumiem – w ramach funduszu pieniędzy nie ma, a na to są 23 miliardy. Tak? Proszę państwa, za 1 miliard zł mamy roczny…
Ostatnie słowo. Za 1 miliard zł finansowania in vitro mamy taki sam roczny przyrost jak ten, który wynika z 200 miliardów wydanych przez 10 lat. Dziękuję.