Nowelizacja, która jest
dzisiaj przedmiotem debaty, bardzo dobrze pokazuje, jakie są skutki dość
swobodnych harców w dziedzinie polityki podatkowej. Zgodnie z teorią
ekonomii podatki mają kilka funkcji, ale żadnej z nich nie należy
nadużywać. Otóż wtedy kiedy się chce za pomocą podatków kogoś do czegoś
zainspirować, komuś coś ułatwić, to oczywiście myśli się o różnego
rodzaju ulgach, o odliczeniach od dochodu, o odliczeniach od podatku.
Jednak wtedy kiedy zamienia się to w instrument, powiedziałbym, służący
podjęciu próby zdobywania poparcia politycznego, poparcia wśród wyborców
albo dość nieprzemyślanych prób, opartych na dość wątpliwych analizach
co do skuteczności takich działań, to potem powstaje z tego kłopot. A
bardzo trudno się z tego wycofać, dlatego że ludzie przyzwyczajają się
do pewnych korzyści. Tutaj mamy typowy przykład tego rodzaju działań.
Oczywiście
trzeba wziąć pod uwagę to, że choć finanse państwa polskiego są w tej
chwili w lepszej sytuacji niż w wielu innych krajach, to jednak wymagają
polityki równoważącej. W związku z tym rząd musi gdzieś poszukać
jakichś oszczędności, w tym także w systemie podatkowym i w systemie
ulg. Gdzie powinien szukać? Powinien szukać tam, gdzie te ulgi są
stosunkowo najmniej uzasadnione. Tylko niestety stwierdzam, że to
wszystko nie jest konsekwentne. Może po kolei.
Jeśli
chodzi o ulgę internetową, to powiem krótko: ulga internetowa w ogóle
nie powinna być wprowadzana. Te wszystkie opowieści o tym, że zwiększono
VAT, w związku z czym tłumy rodaków odwrócą się od internetu, nie będą
go zamawiać itd., są absurdalne. To jest, powiedziałbym, gra polityczna.
Jeśli kogoś stać na komputer, to stać go również na internet. I proszę
nie opowiadać, że ulga w wysokości 760 zł rocznie… To jest 760 zł
odliczone od podstawy opodatkowania, czyli razy 18%, co daje mniej
więcej 137 zł rocznie, że tak powiem, netto, do kieszeni. Proszę nie
opowiadać, iż tego rodzaju ulga spowoduje, że oto wszyscy, którzy nosili
się z zamiarem rezygnacji z internetu, z niego nie zrezygnują. To jest
po prostu głębokie nieporozumienie. Wprowadzenie tej ulgi spowodowało
kłopot, no bo po jakimś czasie, tak jak tutaj mówiliśmy, ceny internetu
spadły i pomyślano, że właściwie to trzeba by się z tego wycofać. I rząd
zaproponował wycofanie się z tej ulgi. Brawo, brawo i jeszcze raz
brawo, odważna decyzja.
No
ale nie do końca, bo już jest poprawka, poprawka zainspirowana przez
sam rząd, mówiąc ściślej, przez część tego rządu, która stwierdziła: to
my jeszcze przez dwa lata będziemy tę ulgę dawali. No naprawdę… Było
odważnie, a skończyło się jak zwykle. Chcę powiedzieć jasno: ja mam do
tej poprawki stosunek negatywny. Sprawę ulgi na internet trzeba po
prostu zakończyć. W 2004 r. 26% gospodarstw w Polsce miało internet, a w
2008 r. – 48%. A zatem w ciągu czterech lat nastąpił przyrost prawie
dwukrotny. Dzisiaj to jest prawdopodobnie powyżej 70%. No, pytam
uprzejmie: a czy za posiadanie telewizora też będziemy dawali ulgę?
Telewizor też jest przecież potrzebny, też daje pewne kwantum wiedzy.
Bez sensu… Internet jest w tej chwili powszechny, a skoro jest
powszechny, ulgi być nie powinno.
Druga
sprawa to sprawa odpisu dla twórców. No proszę państwa, ten odpis dla
twórców… Rządy kilkakrotnie już zmierzały do tego, żeby ten odpis
zmniejszyć, ale za każdym razem, że tak powiem, opór głównie
dziennikarzy, ale także i innych twórców, powodował, że z tych planów
rezygnowano. Tym razem rząd postanowił coś zrobić i chwała mu za to. Ale
znowu jest to mocno niekonsekwentne. Trzeba sobie zadać pytanie: jacy
twórcy mają koszty w wysokości 50% dochodów? Nie wiem, być może malarze,
bo rzeczywiście muszą kupować sporo materiałów, może rzeźbiarze… Ale na
pewno nie dziennikarze. Nie sądzę także, że pisarze. Ten wskaźnik jest
po prostu za wysoki. To wylewanie jakichś łez nad tym, że ci, którzy
chcą mieć 50%, ale mają wysokie dochody, muszą to udokumentować, to jest
w ogóle nieporozumienie… To niech to udokumentują. A tak na marginesie,
to rząd doskonale wie, że tak naprawdę nie ma takich kosztów, ale
założył, że z tego będzie oszczędność budżetowa w wysokości 160 milionów
zł. Skoro założył, że będzie oszczędność, to oznacza, że twórcy tego
nie udokumentują… Bo gdyby udokumentowali, toby tej oszczędności nie
było. Otóż, Panie Ministrze, w tej sprawie rozwiązanie powinno być inne.
Procent tej ulgi powinien zostać zmniejszony z pozostawieniem
możliwości dokumentowania… Ja się zgadzam, że jeżeli ktoś… Jeśli chodzi o
twórców, to ja jestem za tym, żeby ich wspomagać, ale na podstawie
rzeczywistych kosztów. Po to, żeby nie każdy musiał gromadzić te
papiery, wprowadza się pewien ryczałt, jakiś procent. Tyle że on jest za
wysoki, on jest dzisiaj absurdalny. On powinien wynosić na przykład
25%. A jeśli więcej, to proszę to udokumentować. I wtedy moglibyśmy
mówić o realizacji oszczędności wcale nieuderzających w twórców. I to
jest sprawa druga; tego też zabrakło.
I
wreszcie trzeci element, który nie przynosi żadnych oszczędności – jest
czymś zupełnie innym, a mianowicie, jak podaje rząd, formą realizacji
polityki prorodzinnej. Przeczytam fragment uzasadnienia: „ulga na dzieci
to jeden z elementów polityki prorodzinnej, który poprzez system
podatkowy ma za zadanie wsparcie rodzin z dziećmi. Ta forma pomocy
państwa, z uwagi na niekorzystną sytuację demograficzną kraju, powinna
promować przede wszystkim rodziny wielodzietne”. To brzmi bardzo ładnie,
świetnie. No i, proszę państwa, dajemy dzisiaj ulgę wynoszącą 1 tysiąc
zł, tysiąc z kawałkiem na jedno dziecko, tyle samo na dwoje dzieci, a
wszystko to dotyczy również tych rodzin, które mają do 112 tysięcy zł
dochodu. No 112 tysięcy zł dochodu na rodzinę oznacza prawie 10 tysięcy
zł dochodu miesięcznie, czyli naprawdę całkiem dobre zarobki. Dochody
rzędu 10, 9, 8 tysięcy zł to zupełnie przyzwoite dochody.
A
gdyby ktoś chciał mi wmówić, że w związku z tym, iż damy 1 tysiąc zł na
dziecko, natychmiast zacznie się prokreacja, chyba robiłby sobie jakiś
kabaret. Przecież tu w ogóle nie o to chodzi. Nie ma żadnych badań,
które pokazywałby, że tego rodzaju kwoty wpływają na dzietność. Na
dzietność wpływają inne czynniki – nie chcę tego rozwijać, była o tym
ostatnio mowa – takie jak dostępność żłobków, przedszkoli, a także
bezproblemowa możliwość powrotu do pracy kobiet czy przyjmowanie do
pracy kobiet w młodym wieku i niepytanie ich o to, czy zamierzają mieć
dziecko itd. To są główne czynniki w tej sprawie. Owszem finanse też
grają rolę, ale nie takie kwoty. Kwoty, o których dziś mówimy, są,
powiedziałbym, śladowe.
I
teraz: co zrobi rząd? Otóż najpierw… No może nie rząd. Najpierw, w roku
2006 czy w 2007, już nie pamiętam w którym, uchwalono w ogóle wejście w
system podatkowy… To był błąd. To był bardzo poważny błąd, ponieważ już
wtedy było widać, że rodziny o niskich dochodach zwyczajnie nie
skorzystają z tych ulg. Pomijam już rolników, bezrobotnych itd., bo ci w
ogóle nie zostali objęci tego rodzaju wsparciem. Kiedy poruszałem tę
sprawę, usłyszałem, że tu nie o to chodzi. Tu chodzi o to, żeby system
podatkowy uwzględniał liczbę członków rodziny. Skoro tak, to proszę
zmienić ten system podatkowy na system francuski, proszę dzielić dochód
przez liczbę członków rodziny i stosować taką tabelę podatkową, jaka
obowiązuje we Francji, złożoną chyba z dwunastu szczebli, gdzie na
najniższym jest 3% czy coś takiego. No wtedy tak. A jeżeli się tego nie
robi, tylko przy pomocy systemu podatkowego chce się, że tak powiem,
prowadzić politykę prorodzinną, to dochodzi do takich absurdów.
Mało
tego, teraz ten absurd się zwiększa, ponieważ zwiększenie dodatków na
trzecie, czwarte i dalsze dzieci powoduje, że rodziny wielodzietne mogą
bardziej skorzystać… Są to rodziny wielodzietne, więc jest to skądinąd
słuszne, ale powstaje pytanie: które rodziny wielodzietne? Proszę
państwa, są badania w tej sprawie, które pokazują, że dwieście
dziewięćdziesiąt tysięcy czy dwieście dziewięćdziesiąt pięć tysięcy
rodzin mających trójkę i więcej dzieci – mówimy oczywiście o podatnikach
–. to przede wszystkim są o rodziny o niskich dochodach. I one z tego
rozwiązania po prostu, zwyczajnie nie skorzystają. Cały ten system,
który chciałby i wspomagać dzietność, bo o tym mówił pan minister, i
jednocześnie pomagać biednym rodzinom… No to się nie skleja – albo
jedno, albo drugie.
Jak
to powinno wyglądać? Otóż powinno to wyglądać tak, że albo zmieniamy
ten system podatkowy, albo… A skoro go nie zmieniamy, skoro zostaje tak
jak jest, to wsparcie, pokazanie, że chcemy pomagać rodzinom
wielodzietnym, musi być realizowane przez inny system, czyli przez
system świadczeń, nie przez system podatkowy, bo system podatkowy tego
zwyczajnie nie udźwignie. Nie mówię już o tym, że na przykład rolnicy,
którzy przeciętnie mają więcej dzieci niż mieszkańcy miast, w ogóle nie
mogą z tego skorzystać. I aż się dziwię, że w tej sprawie partie, które
reprezentują rolników, jakoś milczą.
Chcę
powiedzieć że… Oczywiście, kiedy coś jest dawane, to trzeba brać. I
strasznie trudno jest politykowi głosować przeciwko temu, ja się jednak
odważę. Tylko podkreślam: nie dlatego, że się komuś coś zabiera, jak tu
niektórzy mówili, bo pewne rzeczy trzeba ograniczyć, tylko dlatego, że
się po prostu pogłębia wadliwy system.
I
na koniec jeszcze jedna uwaga. Trybunał Konstytucyjny kiedyś zajmował
się sprawą ulg w podatku – wtedy chodziło o rodziny niepełne, to znaczy,
o rodzica samotnie wychowującego dziecko – i był taki pomysł, żeby
wprowadzić ulgę podatkową dla takiego rodzica, ale tylko do pewnej
wysokości dochodu. No bo uznano, że jak ktoś zarabia, nie wiem, 10
tysięcy zł i samotnie wychowuje dziecko, to po co mu ta ulga. I ta
sprawa trafiła do Trybunału, a Trybunał orzekł, że w systemie podatkowym
nie można robić takich rzeczy. Albo daje się wszystkim według tych
samych zasad, albo się nie daje nikomu. Otóż chcę powiedzieć, że tutaj
zastosowano jednak tę metodę w odniesieniu do rodzin z jednym dzieckiem.
Do 112 tysięcy zł – proszę bardzo, a powyżej 112 tysięcy zł już nie.
Powiem szczerze, że ja się obawiam, że to może zostać zakwestionowane,
tym bardziej że często zdarza się sytuacja, że jedna rodzina ma 111
tysięcy zł dochodu, a druga 113 tysięcy zł. Oczywiście nie chodzi o ten 1
tysiąc zł, ale o zasadę, prawda? Przecież w sytuacji majątkowej tych
rodzin nie ma jakiejś drastycznej różnicy. Rząd w uzasadnieniu dużo
miejsca poświęcił tej kwestii i uzasadnia, że jednak to jest słuszne
rozwiązanie, ale ja się obawiam, że ono może zostać zakwestionowane. A
to wszystko wynika z pierwotnego, powiedziałbym, źródła, jakim było
obciążenie systemu podatkowego różnego rodzaju pomysłami na ulgi, które
potem, jak się okazuje, nie spełniają swojego zadania, a wycofać się z
nich trudno. Dziękuję.